W początkowym planie rosyjskiego prezydenta Kijów miał zostać zajęty po trzech dniach „specjalnej operacji wojskowej”. Nawet nie wojny, lecz tylko „operacji” – takiej, jak przeciw czeczeńskim partyzantom na Kaukazie. I nie zdobyta, lecz właśnie zajęta. Zebrano już mnóstwo świadectw tego, że agresorzy oczekiwali powitań z kwiatami na ukraińskiej ziemi.
Czytaj więcej
W ciągu 100 dni wojny ukraińska armia wyzwoliła 1 017 miejscowości, które były tymczasowo okupowane przez Rosjan - poinformował zastępca szefa kancelarii prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, Kyryło Tymoszenko, w czasie konferencji prasowej.
Po brutalnym przebudzeniu z imperialnych snów teraz Władimirowi Putinowi pozostała tylko wojna na wyczerpanie Ukrainy. Rosja straci w tym roku 10-12 proc. PKB, ale Ukraina – ponad jedną trzecią. Lecz słabości gospodarczej nie towarzyszy słabość militarna. Ukraińska armia stawia zajadły opór, a teraz jeszcze też tu i ówdzie przechodzi do kontrataków.
Rosyjska armia zaś ugrzęzła w ulicznych walkach o Siewierodonieck. Prowincjonalny ośrodek nie ma zbyt dużego znaczenia wojskowego, ale Władimir Putin chce zdobyć cokolwiek, by ogłosić choćby propagandowy triumf – zajęcie obwodu ługańskiego. Po 100 dniach bezsensownej wojny chce zdobyć równie bezsensowne zwycięstwo.
Szturmowi na miasto towarzyszą rosyjskie ataki na zachód od niego, w okolicach Łymanu, Iziumu i Popasnej. Generałowie Kremla chcą okrążyć ukraińskie oddziały broniące Donbasu i zająć kolejny obwód ukraiński – doniecki. Celowi propagandowemu towarzyszy tu przynajmniej jakiś cel wojskowy, czyli zniszczenie części ukraińskiej armii. Ale ataki słabną, Rosjanie potrzebują przerwy na ściągnięcie rezerw, by kontynuować atak. A ukraińska obrona jest tam zajadła, jak wszędzie.