Jego myślenie jest takie (podaję w skrócie, bo przez półtorej doby wiele o tym pisano): Putin zasługuje na szacunek, o anektowanym Krymie nie ma co mówić, bo i tak do Ukrainy nie wróci. Ukraina nie nadaje się do NATO, a Gruzja nawet spełnia warunki członkostwa w NATO, ale i tak jej nie powinno się przyjąć. Trzeba tworzyć chrześcijański sojusz przeciw Chinom, razem z Rosją, niezależnie od tego, jaka jest.
Czyli szacunek dla Kremla tak, ale szacunek dla zachodnich wartości, reguł - nie.
Pytanie o to, czy Schönbach wyraża nie tylko własną opinię (jak tonąc mówił), nie pojawiłoby się zapewne, gdyby nie wiele innych wypowiedzi i działań niemieckich z ostatnich dni, które świadczą o tym, że Niemcy w momencie próby nie stoją tam, gdzie razem powinien stać zjednoczony Zachód. W środę ujawnił to prezydent USA Joe Biden: nie ma jedności w obliczu wielkiej wojny, którą może rozpocząć Władimir Putin.
Czytaj więcej
Szef niemieckiej marynarki wojennej Kay-Achim Schoenbach złożył rezygnację po tym, jak wywołał skandal swoimi wypowiedziami na temat aneksji Krymu i Władimira Putina.
Od środy dowiedzieliśmy się znowu, że Berlin blokuje dostawy broni dla Ukrainy przez inne państwa (Estonię), a nawet o tym - ujawnił to tygodnik „Der Spiegel” - że kanclerz Olaf Scholz odrzucił zaproszenie Joe Bidena do Waszyngtonu. Przygotowywanie megasankcji, które mają zniechęcić Putina do inwazji na Ukrainę, nie wydało mu się niecierpiące zwłoki. On sankcji, które mogłyby coś kosztować Niemcy, nie chce. Jak wielu niemieckich polityków stosunki z Rosją przedkłada nad stosunki z zagrożonymi przez Rosję sojusznikami i partnerami.