Za sprawą środowej konferencji i porywającego, ponadgodzinnego przemówienia prezesa Narodowego Banku Polskiego prof. Adam Glapiński znalazł się w centrum uwagi nie tylko ekonomistów. O Glapińskim robi się bowiem ostatnio coraz głośniej w obozie władzy. Pod koniec czerwca mija jego kadencja i choć zgłosił chęć ubiegania się o kolejną, w kręgach rządowych zaczęły się podchody.
Politycy związani z rządem wszelkie dyskusje ucinają hasłem – kandydata wskaże prezydent Andrzej Duda. Ale właśnie dlatego wokół tego stanowiska robi się gorąco. Przede wszystkim w orbicie Zjednoczonej Prawicy bez trudu znajdziemy kilku innych ekonomistów, którzy uważają, że to właśnie im należy się stanowisko szefa banku centralnego. Dlatego też rozpuszczają plotki o tym, że kierownictwo partyjne jest z Glapińskiego niezadowolone. Do gry włączają się również przeciwnicy premiera Mateusza Morawieckiego, próbując przy tym ukręcić własne lody. Puszczają więc przecieki, że kierownictwo PiS zastanawia się, czy aby Glapińskiego nie zamienić na Morawieckiego. Każda taka plotka osłabia i tak nadwątloną pozycję szefa rządu.
Czytaj więcej
- Generalnie sytuacja w Polsce jest dobra. Jest bardzo dobra. Nie maleje popyt, korzysta koniunktura, jest wzrost zatrudnienia — mówił na konferencji prasowej prezes NBP Adam Glapiński. Jego zdaniem, mimo, iż mamy w kraju inflację, to "udało nam się uratować gospodarkę przed głęboką i długoletnią recesją.
Co ciekawe, losy obu panów są splecione. Kaczyński nie zna się na ekonomii i ma duże zaufanie do osób, o których sądzi, że znają się na niej lepiej. A za takich uważał i wciąż uważa zarówno Glapińskiego, jak i Morawieckiego. Prezes NBP wciąż jest istotną postacią w obozie władzy. Bierze udział w ważnych spotkaniach z Jarosławem Kaczyńskim dotyczących nie tylko świata finansów. Według kilku źródeł Glapiński miał brać np. udział w spotkaniu, na którym ustalano roszady kadrowe w jednym z najważniejszych polskich banków.
Równocześnie szef NBP robi wiele, by zapewnić sobie sympatię Nowogrodzkiej. Takie mogły być intencje, gdy wprowadzano w życie pomysł kolekcjonerskiego banknotu 20-złotowego z Lechem Kaczyńskim. Piszę o intencjach, bo wykonanie okazało się straszne. Ale to za mało, by ścisłe kierownictwo PiS stwierdziło, że Glapiński powinien odejść. Choć rzeczywiście po skandalu związanym z zarobkami dyrektorów w NBP, gdy wyszło na jaw, że bliscy współpracownicy prezesa zarabiają majątek, Kaczyński był na niego wściekły.