„Ale Świętości nie szargać,/bo trza, żeby święte były,/ale Świętości nie szargać:/to boli” pisał w „Weselu” Stanisław Wyspiański. Cóż, nie posłuchaliśmy. W ubiegłą niedzielę na placu Zamkowym zerwana została jedna z bardzo już nielicznych nitek, które łączą jeszcze nasze rozpadające się na pół społeczeństwo. Dotychczas bowiem szacunek do weteranów Powstania Warszawskiego – niezależnie od oceny samego Powstania – wydawał się być czymś ponad bieżącymi podziałami politycznymi. 1 sierpnia w godzinę „W” zastygali w skupieniu wszyscy – od lewa do prawa – oddając cześć tym, którzy sprawili, iż Warszawa zyskała miano „miasta niezłomnego”. A dziś co piąty ankietowany pochwala zachowanie zagłuszającego Wandę Traczyk-Stawską Roberta Bąkiewicza. Co będzie dalej?
Czytaj więcej
"Jak ocenia Pani/Pan zagłuszanie wystąpień uczestników prounijnej demonstracji w Warszawie, w tym m.in. weteranek Powstania Warszawskiego, przez Roberta Bąkiewicza i uczestników kontrdemonstracji zorganizowanej przez środowiska narodowe?" - takie pytanie zadaliśmy uczestnikom sondażu SW Research dla rp.pl.
Konflikt jest naturalnym elementem polityki. Różne grupy społeczne mają różne, często sprzeczne ze sobą interesy. W demokracji te interesy się ze sobą ścierają i ten, kto przedstawi ofertę przekonującą większość, chwyta ster rządów. Nie ma demokracji bez sporu, bo społeczeństwa są bardzo zróżnicowane. Ale kiedy spór przeradza się w nienawiść – trzeba bić na alarm. A Polaków trawi dziś nienawiść do Polaków – do „tych drugich” Polaków. To już nie jest spór o to kto ma rację, to konflikt, który zmierza do tego, by racja była tylko jedna. By ci drudzy sobie stąd poszli, albo zamknęli się w czterech ścianach swoich domów i milczeli. Jeśli zabierają głos, będziemy wyć, buczeć i gwizdać – niezależnie od tego czy ów głos zabiera Donald Tusk, czy Wanda Traczyk-Stawska. Żadne dawne zasługi się nie liczą, bo właśnie budujemy Polskę na nowo. Naszą Polskę, która nie będzie ani trochę wasza. A jak się wam nie podoba, to was zakrzyczymy.
Polaków trawi dziś nienawiść do Polaków – do „tych drugich” Polaków.
Jeśli nie będzie niczego co nas łączy, jeśli staniemy się dwoma całkowicie niezależnymi od siebie narodami, z własną wizją historii, teraźniejszości i przyszłości – wówczas na zakrzykiwaniu może się nie skończyć. Wówczas temperatura sporu będzie tylko rosła, aż ktoś wreszcie postanowi – dosłownie - wybić tym drugim z głowy ich wizję Polski. Nie można spokojnie czekać aż to się stanie.