Można szantaż wobec polskich liderów na Białorusi tłumaczyć jako dodatkową represję. Można go również wyjaśniać jako próbę upokorzenia narodu, który głośno wypowiada się przeciw dyktaturze i wspiera białoruską opozycję. Ale prawda jest chyba inna. Łukaszenko dramatycznie walczy o wzmocnienie legitymacji swojej władzy. Kolejne propozycje hołdu wiernopoddańczego wobec Andżeliki Borys i Andrzeja Poczobuta, w zamian za który mieliby szansę wyjść na wolność, to desperackie poszukiwanie głosów liderów opinii publicznej, którzy potwierdziliby racje dyktatora i legalność jego władzy.
Jest w tym oczywiście bestialstwo. Ani Andżelika Borys, ani Andrzej Poczobut nigdy nie złamali białoruskiego prawa. Ich jedyną winą jest osobista odwaga i przyznawanie się do polskości. Są również kombatantami oporu wobec Łukaszenki. Andżelika Borys jest liderem zdelegalizowanego Związku Polaków na Białorusi (ZPB) i ofiarą prześladowań od 2005 roku, kiedy stanęła na czele zdelegalizowanej chwilę potem organizacji. Andrzej Poczobut to nie tylko wybitny dziennikarz, ale także jeden z najbardziej znanych Polaków na Białorusi i przewodniczący Rady Naczelnej ZPB. Represji ze strony reżimu doświadcza od 2011 roku, kiedy białoruska prokuratura postawiła mu zarzut znieważenia Łukaszenki w serii artykułów opublikowanych w „Gazecie Wyborczej".
Paradoksalnie to właśnie represje przyczyniły się do legendy obojga. Potwierdziły ich znaczenie dla sprawy białoruskiej wolności i demokracji. Wiemy o tym już nie tylko my. Wie cały wolny świat. Po ich aresztowaniu w marcu 2021 roku w sprawie ich uwolnienia wypowiedział się Josep Borrell – wysoki przedstawiciel Unii Europejskiej do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa. I właśnie dlatego są tak ważni dla Łukaszenki. Gdyby poprosili o uwolnienie – w pokracznej logice tyrana – przyznaliby się do winy, a świat uznałby, że w sierpniu 2020 roku to on miał rację, i jako legalny prezydent mógłby skorzystać z konstytucyjnego prawa łaski. To właściwa stawka szantażu izolowanego, znienawidzonego przez własny naród i odrzucanego przez większość państw świata uzurpatora. Andżelika Borys i Andrzej Poczobut świetnie to rozumieją i stąd ich opór.
Ale są również głosy przeciwne. Część opinii publicznej podpowiada, że powinni się ukorzyć, bo więcej zdziałają na wolności, niż gnijąc w białoruskim więzieniu. Naprawdę trudno im cokolwiek podpowiadać. Wypada tylko ufać, że sami najlepiej wiedzą, czy kierować się honorem, czy walczyć o życie. Każda podpowiedź z zewnątrz byłaby nadużyciem, podobnie jak żaden ich wyborów nie odbierze im aureoli bohaterstwa. Nam w Polsce pozostaje tyko jedno: z nie mniejszą determinacją niż ich zmagania z reżimem walczmy o ich wolność i bezpieczeństwo na wszelkich możliwych forach świata.