Dlaczego Otto Group wybrała Polskę na inwestycję w magazyn logistyczny? Czy jest to związane z potencjałem naszego rynku e-commerce, czy raczej chodzi o dotarcie do całego regionu Europy Środkowo-Wschodniej?
Widzę ogromny potencjał dla e-commerce w niedalekiej przyszłości, ponieważ mieliśmy jego silny wzrost w czasie Covid-19. Po pandemii sklepy wróciły do łask, a biznes online trochę stracił. I w tej chwili gospodarka w Europie, a w szczególności w Niemczech, jest w lekkiej stagnacji.
To oczywiście również trudny czas dla biznesu online. Ale w perspektywie średnioterminowej i długoterminowej myślę, że jest ogromny potencjał dla branży. I to nie tylko w Niemczech, ale oczywiście także w Polsce, jak i całej Europie. A my jesteśmy firmą prawdziwie europejską. Aż 80 proc. naszych przychodów jest generowanych w Europie. I dlatego widzimy ogromny rezerwuar wzrostu w krajach europejskich. Dlatego nadal inwestujemy w rozwój.
Ale czy decyzja o ulokowaniu projektu była związana z kosztami pracy w Polsce? Czy można z tej perspektywy opisać Polskę jako tani kraj?
Faktycznie, koszty pracy są tu wciąż niższe niż w Niemczech. Jednak nasza decyzja o budowie centrum logistycznego w Polsce nie była uzależniona od wysokości wynagrodzeń ani dotacji, ponieważ nie otrzymaliśmy żadnych dopłat do projektu. W pierwszym rzędzie była to kwestia lokalizacji, ponieważ porównywaliśmy możliwości w Niemczech, w Polsce, w Czechach, na Słowacji. I zasadniczo odkryliśmy, że Iłowa [w powiecie żagańskim w woj. lubuskim – red.] znajduje się w sercu Europy i doskonale uzupełnia naszą, już mocną, sieć, np. nowy magazyn w niemieckim Altenkunstadt. I jest to dla nas również kluczowe miejsce, aby móc obsługiwać naszych klientów w Niemczech, oferując im opcję dostawy następnego dnia. Od początku prowadziliśmy bardzo dobre rozmowy z przedstawicielami regionalnej administracji oraz lokalnym samorządem. I czuliśmy się mile widziani w tym regionie, a to bardzo ułatwiło nam decyzję.
Rynek handlowy się zmienia, a cała Europa ma ogromny problem z chińskimi firmami, takimi jak Temu, Shein i AliExpress, i wieloma, wieloma innymi. To również wyzwanie dla waszych platform.
Zasadniczo jesteśmy otwarci na konkurencję, wywiera ona presję na każdą firmę, na kreatywność, na wydajność i na dobrą obsługę klienta. Ale konkurencja musi być uczciwa. Tymczasem to, co widzimy w przypadku chińskich platform, uczciwe nie jest. Dzielą one zamówienia tylko po to, aby nie płacić ceł i jeśli posiadają standardy jakości, to są one niższe od europejskich. Niezależne badania wykazały na przykład, że normy bezpieczeństwa w obszarze elektryczności nie są spełniane przez wiele oferowanych przez nich produktów. Mówimy również o szkodliwych substancjach chemicznych w zabawkach czy w odzieży. Czasami są w nich obecne pewne składniki w stężeniach dwu-, trzy-, a nawet czterokrotnie wyższych niż dopuszczalne poziomy w krajach europejskich. I to właśnie nie jest fair.
Jeżeli te firmy nie akceptują naszych standardów środowiskowych, które wyznaczyliśmy sobie w Unii Europejskiej, naszego prawa ochrony własności intelektualnej czy przetwarzania danych osobowych, to jest to nie w porządku. Jeżeli mamy te same zasady gry, wówczas możemy konkurować. Ale nie można tego powiedzieć o obecnej sytuacji.