Zakupy stanieją? 15 tys. małych sklepów chce więcej promocji i niższych cen

Ponad 15 tys. sklepów zrzeszonych w grupie Eurocash ma negocjować ceny i promocje z producentami żywności. Dla klientów to oznacza, że ma być taniej. To rękawica rzucona Biedronce czy Lidlowi.

Publikacja: 09.10.2024 18:25

Małe sklepy chcą promocji

Małe sklepy chcą promocji

Foto: Adobe Stock

Negocjuj albo giń. Małe sklepy chcą promocji

Już na święta Bożego Narodzenia Paweł Surówka, prezes Eurocash, spodziewa się zobaczyć pierwsze promocje wynegocjowane w nowej grupie zakupowej, która ma zmienić reguły gry (cenami) na rynku. Wszystko po to, żeby w małych sklepach było nieco taniej.

- Trzeba sobie szczerze powiedzieć, że dyskonty budowały swoją przewagę i przyciągały konsumentów do siebie dzięki temu, że były w stanie uzyskać od producentów dużo lepsze warunki zakupowe niż rynek niezależny, który zawsze negocjował w sposób rozproszony. Chodzi o promocje typu multisztuki, które są dziś typowe dla dyskontów i powodują, że te sklepy są o kilka punktów procentowych tańsze od rynku tradycyjnego. Powstanie naszej grupy zakupowej, która obecnie jest największą detaliczną grupą zakupową w naszym kraju stworzy jednak nowe reguły gry – mówi Surówka.

Choć dziś polski handel niezależny, czy „tradycyjny”, to armia aż 15 tys. sklepów, placówki te przegrywały w rywalizacji o klienta z dyskontami, których jest w Polsce przecież kilkakrotnie mniej – sklepów marki Biedronka jest w Polsce niespełna 3,6 tys., a Lidl – ponad 800, a należące do tej samej Grupy Schwarz sklepy Kaufland osiągną w tym roku 250 sklepów w Polsce.

Czytaj więcej

Lidl podnosi poprzeczkę. Wyzwanie dla Biedronki

Dlatego grupa zakupowa „Równi w biznesie” rzuci do negocjacji wielki potencjał – ceny będą negocjowane dla 15 tys. sklepów współpracujących z Eurocashem. To ogromna różnica, bo do tej pory siłę tysięcy sklepów wykorzystywały dyskonty, więc – one się rozwijały, a małe sklepy znikały setkami z mapy polskiego handlu. Dyskonty, jak Biedronka czy Lidl, są bowiem w stanie wdrożyć promocje na raz we wszystkich sklepach, a promocje – obniżają ceny, na co klient w „erze postinflacyjnej” jest nadal bardzo wyczulony. Żywność nadal bowiem drożeje, jak wynika choćby z badania „indeks cen w sklepach detalicznych”, przeprowadzonego przez Uce Research i Uniwersytet WSB Merito, we wrześniu ceny w sklepach detalicznych wzrosły średnio o 4,9 proc. w skali roku. Zwłaszcza - żywność, napoje, a dynamika podwyżek rośnie stale już od kilku miesięcy.

Eurocash „kontratakuje” wdrożył do tej współpracy wszystkie współpracujące z grupą 15 tys. sklepów, które reprezentują bardzo różne marki - sklepy spożywcze ABC, Delikatesy Centrum, Groszek, Lewiatan, jak i sklepy monopolowe Duży Ben, czy sklepy, które przejęły dzisiaj rolę kiosków, czyli InMedio.

Cel jest prosty, dzięki promocjom zawrócić klientów z drogi do dyskontów. To ten element przewagi, który do tej pory wykorzystywały bardzo sprawnie dyskonty. I to one są w tle całej rozmowy, bo na pytanie, czy pomysł pojawił się jako odpowiedź na wojnę cenową Lidla i Biedronki, Paweł Surówka, prezes Eurocash odpowiada, że wojna cenowa była pewnym katalizatorem – przyspieszyła decyzję o przejściu z fazy planowania do fazy utworzenia grupy zakupowej i pokazała, jaką wartość może taka grupa mieć. Ale sam pomysł powstał wcześniej, bo domagały się go… same sklepy, franczyzobiorcy sygnalizowali, że o ile każdy sobie ceni swoją sieć franczyzową, to mieli poczucie, że ani producenci, ani konsumenci nie widzą skali rynku tradycyjnego, właśnie przez jego rozproszenie. Pomogła digitalizacja, która pozwoliła na dodatkowe usieciowienie współprac.

Czytaj więcej

Śniadanie drożeje. Masło w górę, jajek mało, następny może być chleb

- Jeszcze do niedawna sieci reprezentujące sklepy tradycyjne nie były w stanie jednoczyć się w ramach jednej grupy zakupowej, a jakiekolwiek wspólne zobowiązania były trudne do faktycznej realizacji na tak szeroką skalę. Jednak w ostatnich latach Grupa Eurocash bardzo mocno inwestowała w digitalizację sklepów niezależnych, aby z ich perspektywy zarządzanie sklepem było efektywne. Podłączyliśmy je do naszych systemów kasowych, takich jak np. Europlatforma. Oprócz tego w Grupie są sieci Lewiatan i Delikatesy Centrum, która są już w pełni zintegrowane. Dlatego dziś możemy negocjować warunki ofertowe i promocyjne z producentami i wdrażać je z detalistami we współpracujących z nami sklepami. Jesteśmy dużo bardziej wiarygodnym partnerem dla producentów i detalistów, bo możemy skutecznie egzekwować warunki, na które się umawiamy – mówi Paweł Surówka

Co to oznacza dla właścicieli małych sklepów?

Zdaniem Andrzeja Falińskiego, koncentracja to faktycznie jedyny dobry pomysł. - Sklepy muszą się organizować, bo inaczej dyskonty wypchną ich z rynku, ta wielka grupa zakupowa to chyba jedne wyjście, by utrzymać jakość i wykorzystać efekt skali, dostawać lepsze ceny – mówi mówi Andrzej Faliński, wiceprezes Forum Dialogu Gospodarczego.. Przy czym, jego zdaniem, prawdziwie niezależnych sklepów na rynku jest może 5 proc., a reszta należy do różnego rodzaju sieci partnerskich czy franczyzowych. - A jeśli kupują indywidualnie, to muszą tego zaprzestać, bo będą za drodzy i tego towaru nie sprzedają. Zupełnie niezależne sklepy obsługują dziś ok 5 proc. rynku FMCG – mówi ekspert, który 17 lat spędził w fotelu prezesa Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji, zrzeszającej wielki handel w Polsce.

Czytaj więcej

Lidl i Biedronka nie zdominowały wszystkich. Te mniejsze sklepy świetnie sobie radzą

Na pytanie, co to oznacza dla małych sklepów odpowiada, że to będzie zacieśnienie dyscypliny sieciowej i zakupowej. Jeżeli kupują w grupie, będą negocjować niższe ceny, bo inne warunki uzyskają jako niezależny przedsiębiorca, a inny jako kupiec kategorii produktów w imieniu np. dwustu sklepów. To właśnie efekt skali, warunków promocji i rozłożenia kosztów obsługi na setki czy tysiące sklepów powoduje, że np. ten sam towar będzie droższy w niezależnych sklepach, a dużo tańsze w negocjujących dla całej sieci dyskontach. - mówi Andrzej Faliński, wiceprezes Forum Dialogu Gospodarczego..

Co to oznacza dla konsumentów? Niższe ceny, dużo promocji

Do tej pory polskie sklepy nie miały w ręku tej przewagi, które mają dyskonty – były rozproszoną grupą, niepołączoną wspólnymi systemami, nie miały więc takiej reprezentacji ani grupy nacisku czy pozycji do negocjacji z producentami. Paweł Surówka, który doprowadził do powstania pierwszej tak wielkiej wspólnej dla polskiego handlu grupy zakupowej „Równi w biznesie” tłumaczy, że na ceny w małych sklepach mają wpływ zarówno promocje, jak i słabe negocjacje poszczególnych sklepów z producentami, jak i wreszcie same towary – małe sklepy zwykle sprzedają marki oryginalne, nie mają marek własnych. W dyskontach poziom produktów poddanych promocji zbliża się do 50 proc., towary są dzięki temu tańsze, bo mają specjalnie obniżane ceny lub sprzedaż łączoną w formie wielopaków. Ten sam poziom promocji na rynku niezależnym w większości sklepów jest… poniżej 10 proc. A promocje – przyciągają klientów, którzy oprócz towarów objętych promocjami kupują jeszcze inne artykułu, więc grupa zakłada wzrost obrotów w sklepach.

Argument niższych cen może paść na podatny grunt, ponieważ inflacja się nie zatrzymuje, ceny żywności i napojów bezalkoholowych były wyższe o 0,2 proc. w porównaniu z sierpniem i jednocześnie o 4,7 proc. wyższe niż przed rokiem.

Negocjuj albo giń. Małe sklepy chcą promocji

Już na święta Bożego Narodzenia Paweł Surówka, prezes Eurocash, spodziewa się zobaczyć pierwsze promocje wynegocjowane w nowej grupie zakupowej, która ma zmienić reguły gry (cenami) na rynku. Wszystko po to, żeby w małych sklepach było nieco taniej.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Czym jeździć
Technologia, której nie zobaczysz. Ale możesz ją poczuć
Materiał Promocyjny
BaseLinker uratuje e-sklep przed przestojem
Tu i Teraz
Skoda Kodiaq - nowy wymiar przestrzeni
Handel
Lidl podnosi poprzeczkę. Wyzwanie dla Biedronki
Handel
Malezyjska sieć MR.DIY potwierdziła, że wchodzi do Polski. Co sprzedaje?
Handel
Wojna handlowa z UE nie jest w interesie Chin
Handel
Jesień rosnących cen. I to mimo wojny dyskontów