Pierwsze sześć tygodni po inauguracji Donalda Trumpa na prezydenta USA było kubłem zimnej wody dla Unii Europejskiej, tak dalece, że nielojalne wobec Europy zachowanie USA postawiło pod wielkim znakiem zapytania pewność współpracy z USA, dotychczasowym sojusznikiem. Trwa więc mobilizacja, której dowodem są nadzwyczajne szczyty unijne po kłótni Trumpa z Wołodymyrem Zełenskim, a także – nowy pakt dla czystego przemysłu, przedstawiony pod koniec lutego przez Komisję Europejską. Do rządzących instytucji dotarło, że konkurencyjność Europy musi się poprawić, a ceny energii – spaść.
Część wojny celnej prezydent Donald Trump chce bowiem rozgrywać z Europą, weszły już w życie nałożone przez niego cła na aluminium i stal, Trump zawiesił też na moment wsparcie wojskowe oraz wywiadowcze dla Ukrainy, zastanawiał się także nad utrzymaniem wojsk amerykańskich w naszym regionie Europy. Jego prawa ręka Elon Musk chciałby nawet… wystąpienia Ameryki z NATO.
W efekcie do Europy dotarło, że musi liczyć sama na siebie, pod względem przemysłu, ale także związanej z nim geopolityki i obronności. – Czołg wymaga 60 ton stali wysokogatunkowej, dzisiaj staje się jasne, że jakaś część tej stali powinna być produkowana w Europie – mówią nasze źródła w Komisji Europejskiej.
Czytaj więcej
Na co UE czekała cztery lata? Czy potrzebujemy Trumpa, żeby bronić interesów, które już widzieliśmy wcześniej? UE widzi okazje i czeka, jak śpiąca królewna, budzona pocałunkiem królewicza ze sztuczną opalenizną.