W ujęciu rocznym oznacza to wzrost o 21 proc., mniejszy od wrześniowych 24 proc., a wynika po części z nadrabiania martwego sezonu 2020-21, gdy wyraźnie to zjawisko zmalało od wpływem pandemii — wyjaśnił Banque de France. Wówczas pomoc publiczna sprawiła, że upadłość ogłosiło ok. 50 tys. firm. Teraz liczba bankrutów po 12 miesiącach była większa o 8,9 proc. od średniej sprzed kryzysu pandemii, która wyniosła 59 342 w latach 2010-19.
Najbardziej ucierpiały średnie firmy w zakresie obrotu nieruchomościami (40,4 proc.), transportu i magazynowania (40 proc.), finansowe i ubezpieczeniowe (30,9 proc.) i budowlane (26,4 proc.). 23,8 proc. upadłości dotyczyło firm doradczych i świadczących usługi dla przedsiębiorstw, 19,5 proc. firm z zakresu informacji i łączności, 18,9 proc. handlu i napraw pojazdów, 14,9 proc. hoteli i gastronomii, 14,5 proc. rolnictwa, leśnictwa i rybołówstwa.
Czytaj więcej
Agencja Fitch Ratings jako pierwsza z trzech najważniejszych (są jeszcze S&P Global i Moody's) obniżyła jej ocenę — w kwietniu 2023 ocenę wiarygodności do AA, to samo zrobiła rok później S&P Global później, tylko Moody's utrzymała bez zmiany Aa2 — a teraz perspektywę ze stabilnej do negatywnej z powodu wzrostu zagrożeń politycznych i związanych z polityką fiskalną. Nowa decyzja wskazuje, że dwie pozostałe agencje zrobią to samo.
Wzrost firm średniej wielkości, które ogłosiły upadłość wyniósł 46,5 proc., małych 30,9 proc., bardzo małych 25,3 proc., a najmniejszych i wielkości trudnej do ustalenia 20,4 proc. W segmencie dużych firm i wielkości pośredniej, ETI (od 250 do 4999 zatrudnionych i obrotach do 1,5 mld euro) ten współczynnik był stały i wyniósł 8,6 proc.
Spodziewana we całym roku liczba ok. 65 tys. upadłości nie oznacza tsunami, ale będzie największa w ostatnich 15 latach — stwierdziła w swym opracowaniu grupa bankowa BPCE. Jej ekonomista Julien Laugier zauważył, że obecna fala nie wynika z dużego wzrostu powstawania nowych firm, bo połowa małych, średnich i pośrednich firm, które zbankrutowały, istniała ponad 10 lat. Grupa ocenia jednak, że 250 tys. miejsc pracy jest obecnie zagrożone z powodu upadłości firm, a do tego wyższe koszty zatrudniania czeladników, podwyżki płacy minimalnej SMIC i przerzucenie na firmy części kosztów zwolnień chorobowych będzie mieć wpływ na działalność gospodarczą kraju.