Odrodzenie branży turystycznej Grecy zapowiadali jeszcze na początku lutego, kiedy narastało zagrożenie rosyjską inwazją na Ukrainę, ale niewielu w to wierzyło. Wtedy Grecy liczyli przede wszystkim na masowy przyjazd Rosjan. Ekonomiści wspominali wówczas, że grecki PKB wzrośnie dzięki turystycznemu turbodoładowaniu, i to nawet o 5,5 proc. Yannis Stournaras aż takim optymistą dzisiaj nie jest, ale przyznaje, że prognozowane przez bank centralny 3,2 procent wzrostu PKB, to zdecydowanie za mało. — Szacujemy, że w tym roku przychody z turystyki sięgną 80 procent rekordowych wpływów z 2019 roku. A być może nawet będzie to tyle samo, jeśli obecny popyt na przyjazdy do naszego kraju się utrzyma — mówi prezes Banku Grecji.
Czytaj więcej
Prawdopodobnie pod naciskiem Moskwy, Ateny zmieniły swoją wcześniejszą decyzję o zaprzestaniu wydawania wiz Rosjanom.
Turystyka ma w tym kraju 20-procentowy wkład w PKB i daje zatrudnienie jednej czwartej siły roboczej.
Europejczycy chcą odpocząć po pandemii, a po inwazji szukają miejsc, gdzie nie spotkają wielu Rosjan. W Grecji w tym roku ich praktycznie nie ma. Ten kraj nie jest również zagrożony odcięciem dostaw rosyjskiej ropy i gazu, bo mocno zdywersyfikował kierunki dostaw nośników energii. — Nie grozi nam recesja, nawet gdyby rosyjskie dostawy zostały całkowicie wstrzymane. Oczywiście wzrost gospodarczy nie będzie już tak dynamiczny, jak to wygląda w tej chwili — mówi Stournaras.
Grecja liczyła, że w tym roku przyjedzie tam przynajmniej 300 tysięcy rosyjskich urlopowiczów. To dobrzy klienci, zazwyczaj majętni, chętnie wydający pieniądze na zakupach. I ten rok miał być ich powrotem po covidzie. W 2019 roku rosyjskich turystów było 583 tysiące i zostawili w tym kraju 433 mln euro — wynika z danych banku centralnego. Ten sezon jest jednak w Grecji dla nich zamknięty. Rostourism rekomenduje wyjazdy do „przyjaznych” krajów, przede wszystkim Turcji, Egiptu, Tunezji, Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Indii i Wietnamu.