Indeks cen konsumpcyjnych, główna miara inflacji w Polsce, wzrósł w grudniu o 2,4 proc. r./r., po 3 proc. w listopadzie. To nieco więcej, niż szacował wstępnie GUS, ale najmniej od maja 2019 r. Jeszcze na początku 2020 inflacja przekraczała 4,5 proc.
Podczas piątkowej telekonferencji prezes NBP prof. Adam Glapiński, mówił, że „od początku 2020 r. inflacja obniżyła się prawie dwukrotnie. Teraz jest w pełni zgodna z celem NBP, nawet nieco poniżej". Bank ma za zadanie utrzymywanie wzrostu CPI na poziomie 2,5 proc. +/- 1 pkt proc. To, że przez ponad rok inflacja przekraczała cel, prezes NBP zrzucił na karby czynników regulacyjnych, głównie podwyżek cen prądu i wywozu śmieci. Pierwszy z nich, jak zaznaczył, to wina regulacji UE. „Gdyby nie te nieszczęsne regulacje unijne dotyczące ekologii i źródeł energii, które niestety w Polsce są oparte na węglu i przez jakiś czas muszą być oparte na węglu (...), to inflacji by w Polsce nie było. Gdybyśmy nie byli członkiem UE, to mielibyśmy tanią energię" – mówił. Z kolei za wzrost cen odbioru śmieci, który przekraczał w ub.r. 50 proc. rocznie, prezes NBP wini zagraniczne firmy działające na niekonkurencyjnym rynku.
W ocenie prof. Glapińskiego w przewidywalnej przyszłości należy oczekiwać spadku inflacji, głównie tzw. inflacji bazowej, nieobejmującej cen energii i żywności, na którą krajowa polityka pieniężna ma większy wpływ. – Nie rozumiem, skąd ogromne zaniepokojenie obserwatorów rzekomą groźbą wybuchu inflacji. Żadne dane tego nie potwierdzają. Ani perspektywy rozwoju gospodarczego, ani kształtowanie się cen światowych, ani dynamika płac i kształtowanie się sytuacji wewnętrznej. Jest wprost przeciwnie: zaniepokojenie może budzić przeciwny trend – mówił prezes NBP. Z tego powodu w jego ocenie dyskusja o konieczności podwyżki stóp procentowych jest abstrakcyjna. Takiej zmiany nie należy oczekiwać co najmniej przez dwa lata.
Prof. Glapiński nie wyklucza natomiast obniżki stóp, przy czym w jego ocenie główna stopa NBP, która od maja wynosi 0,1 proc., mogłaby znaleźć się nawet poniżej zera. Z jego wypowiedzi wynika jednak, że poprzeczka dla takiego łagodzenia polityki pieniężnej jest zawieszona wysoko. – Musiałoby dojść do radykalnego pogorszenia sytuacji gospodarczej. To mało prawdopodobne. My zakładamy poprawę koniunktury w 2021 r. – tłumaczył.
Możliwość obniżki stóp w I kwartale br. prof. Glapiński po raz pierwszy sygnalizował w opublikowanym w grudniu fragmencie wywiadu dla „Obserwatora Finansowego". Analitycy odbierali to jako chęć wzmocnienia skuteczności prowadzonych wówczas przez NBP interwencji na rynku walut w celu osłabienia złotego. W pełnej wersji rozmowy, która ukazała się już w styczniu, ewentualna obniżka stóp pojawiała się już w innym kontekście. Prof. Glapiński uzależniał ją od rozwoju sytuacji epidemicznej i jej wpływu na gospodarkę.