Oferta publiczna Snap Inc. była wydarzeniem wyczekiwanym przez inwestorów, ale też niewolnym od wielu kontrowersji. Spółka zebrała w ramach debiutu 3,4 mld dol. Sprzedano 200 mln akcji po 17 dol. za sztukę. Agencja Bloomberga donosiła, że rozważano sprzedanie ich w cenie 19 dol. za sztukę, ale spółka wolała niższą cenę, by uniknąć spadku kursu zaraz po debiucie. IPO wyceniło Snapchata na 20 mld dol.
Wysoka wycena spółki, będącą aż 21,4-krotnością jej przewidywanych tegorocznych przychodów reklamowych wzbudza duże kontrowersje wśród analityków. Serwis ten ma 158 mln użytkowników dziennie, a w zeszłym roku poniósł stratę netto wynoszącą 515 mln dol. Choć jego przychody reklamowe wzrosły w zeszłym roku niemal siedmiokrotnie i przekroczyły 300 mln dol., to spółka ta wciąż jest stosunkowo małym graczem wśród portali społecznościowych. Facebook posiada 1,2 mld aktywnych użytkowników dziennie, a współczynnik c/z (ceny akcji do przewidywanego zysku wypracowanego przez spółkę) wynosi dla niego tylko 10,5. W przypadku Twittera, posiadającego posiadającego 300 mln aktywnych użytkowników, współczynnik c/z wynosi zaledwie 4,8.
Model biznesowy serwisu jest dosyć niejasny i trudno powiedzieć, kiedy zacznie wreszcie wypracowywać jej zyski. Rozwiązania techniczne zastosowane przez Snapchat są różnie oceniane, ale często słychać, że serwis nie proponuje użytkownikom niczego przełomowego. Zdobył on jednak pewną popularność w młodszej grupie wiekowej, a w zeszłym roku zdołał mocno zwiększyć przychody z reklam.
Inwestorzy źli na Snapchat
Części inwestorów nie podoba się to, że Snap Inc. sprzedał akcje pozbawione prawa głosu. – Morgan Stanley i Goldman Sache organizujące tę ofertę powinny się wstydzić. Nie chodzi mi o wycenę, ale o akcje pozbawione prawa głosu. Czy to nie jest najlepszy dowód, że mamy problem z bańką na rynku? – pyta Stephen Isaacs, przewodniczący komitetu inwestycyjnego w firmie lvine Capital.
Skąd więc tak duże zainteresowanie ofertą Snapchata? – Jest wielu ludzi, którzy chcą się załapać na nową, gorącą rzecz. Ludzi, którzy widzą to jako pierwszą tego typu okazję od wielu lat – wskazuje David Kirkpatrick, prezes firmy Techonomy Media.