Korespondencja z Brukseli
Zakończony w piątek w Brukseli dwudniowy szczyt UE potwierdził, że strefa euro musi być silniej powiązana. Nie ma jednak zgody, w jakim tempie ma się to odbywać, z jakiej części suwerenności należy zrezygnować i kto ma za to płacić.
Po zakończeniu obrad sukces próbowali ogłosić liczni przywódcy. Ale o ewidentnych korzyściach może mówić przede wszystkim Angela Merkel. Nie musi straszyć niemieckich podatników wizją transferów pieniędzy na hiszpańskie banki jeszcze przez rok. Tyle czasu jej wystarczy, bo wybory do Bundestagu odbywają się we wrześniu 2013 roku.
Jednolity nadzór bankowy
Najpilniejszym problemem do rozstrzygnięcia jest projekt jednolitego nadzoru bankowego. Na szczycie w czerwcu ustalono, że powstanie on w Europejskim Banku Centralnym, a szczegółowe ramy prawne będą gotowe do końca roku. Piątkowe spotkanie tylko to potwierdziło, co wielu obserwatorom wydaje się sukcesem. Bo ustalenia czerwcowe były przez ostatnie miesiące kontestowane przez Niemcy.
Berlin potwierdził więc w piątek stare ustalenia. Tyle że zażądał powtórzenia innego zapisu: pieniądze na dokapitalizowanie banków nie zostaną wypłacone, dopóki nadzór nie będzie efektywny. Co oznacza kolejne miesiące opóźnienia w transferze około 60 mld euro na rzecz hiszpańskich banków. Ustalenia mówiły bowiem jasno o kolejności wydarzeń: najpierw wspólny nadzór, potem pieniądze. Czyli przez najbliższy rok, a może nawet dłużej, to hiszpański budżet będzie musiał łożyć na hiszpańskie banki. Przez co zwiększy się jego dług publiczny i zmniejszy wiarygodność.