W opinii rzecznika generalnego TSUE frankowicze mogą żądać od banków dodatkowych roszczeń po unieważnieniu umowy, ale banki nie mają do tego prawa. A jakie jest stanowisko Ministerstwa Finansów w tej kluczowej dla problemu frankowego sprawie?
Spójrzmy na tę kwestię trochę szerzej. Naszym zdaniem rozstrzygnięcia powinny iść w kierunku rozwiązania, które będzie sprawiedliwe społecznie. Orzecznictwo TSUE pokazuje jednoznacznie, że umowy frankowe były obarczone klauzulami abuzywnymi i konsumentom z tego tytułu przysługuje prawo do złożenia roszczenia względem banku. I z tym w pełni się zgadzamy. Pytanie jednak, czy i gdzie te roszczenia mają swoje granice? Czy skutkiem takich roszczeń powinna być sytuacja, że kredyt frankowy byłby tak samo traktowany, jak kredyt w złotych? Czy jednak idziemy dalej, w koncepcję darmowego kredytu, a może nawet w pewnych sytuacjach do kredytu z dopłatą, dla wybranej grupy osób? To zaś oznaczałoby preferencje wobec tych, którzy zaciągnęli kredyt złotowy.
Czytaj więcej
Kpiny Roberta Gwiazdowskiego nie unieważniają stawianego mu zarzutu: w istocie szczuje „złotówkowiczów” na „frankowiczów”. Jeszcze gorzej, że wyszydza cały europejski model prawny, który chroni klientów przed nieuczciwością przedsiębiorców.
Bo gdyby frankowicze uzyskali koniec końców darmowy kredyt, złotówkowicze mogliby poczuć się mocno poszkodowani. To dobrze, że resort widzi ten problem.
Taka sytuacja może rodzić poczucie niezgodności z zasadami sprawiedliwości społecznej. W gospodarce nie ma czegoś takiego jak darmowy kredyt. Banki zawsze ponoszą koszty pozyskania kapitału, który udostępniają kredytobiorcy, a w orzecznictwie TSUE czy polskich sądów ten wątek nie jest co do zasady brany pod uwagę, choć to esencja stosunków cywilno-prawnych, łączących kredytodawcę z kredytobiorcą. Niemniej w świetle dotychczasowego orzecznictwa banki mają słabszą pozycję procesową niż frankowicze i muszą to uwzględniać w swoich działaniach.