Roman Polański, odnosząc się do wywiadu francuskiej fotograf Valentine Monnier dla "Le Parisien", w którym oskarżyła go o pobicie i gwałt w 1975 roku, powiedział w rozmowie z magazynem "Paris Match", że „jest to nieprawdziwa historia”. - Zupełnie nie pamiętam tego, co mówi Monnier, gdyż jest to nieprawda - podkreślił. reżyser. "Jej twarz na opublikowanych zdjęciach coś mi mówi, ale nic więcej. Ona twierdzi, że przyjaciel zaprosił ją do spędzenia kilku dni ze mną, ale nie pamięta, kto to był. Łatwo jest rzucać na kogoś oskarżenia gdy minęły dziesięciolecia i kiedy jest pewne, że żadna procedura sądowa nie może mnie z tego oczyścić - dodał.
Reżyser zaznaczył także, że jest ”to szalone, bo nie bije kobiet”. Jego zdaniem, zarzuty gwałtu nie były wystarczająco sensacyjne, więc kobieta musiała „dodać inną warstwę”. Polański zwrócił także uwagę na to, że Monnier powiedziała, że artysta miał w języku angielskim zapytać ją „czy ma ochotę na seks. "Dlaczego miałbym pytać się o to po angielsku" - zastanawiał się reżyser.
Polański podkreślił również, że kobieta, jako świadków przywołuje trzech jego byłych przyjaciół, z których dwoje, Hercules Bellville, i Gerard Brach, już nie żyje. - To jest dla Monnier wygodne, bo nie mogą ani potwierdzić jej słów, ani im zaprzeczyć - powiedział. Trzecią osobą jest Elizabeth Brach, której, jak zauważył Polański, „dziennikarz nie odnalazł”.
Artysta stwierdził także, że ”przez lata robi się z niego potwora". - Przyzwyczaiłem się do oszczerstw, moja skóra zgrubiała, stwardniała jak pancerz. Ale dla moich dzieci, dla Emmanuelle jest to przerażające - stwierdził. - Media rzucają się na mnie z niesamowitą siłą. Wykorzystują każde nowe fałszywe oskarżenie, nawet te absurdalne i pozbawione treści, gdyż pozwala im to ożywić historię. To jak powracająca klątwa. Nie mogę na to nic poradzić - zaznaczył.