Samotność Azjaty

Era Nowe Horyzonty. Pierwsza polska retrospektywa Tsai Ming-lianga

Publikacja: 24.07.2009 20:33

„Kapryśna chmura” Tsai Ming-lianga

„Kapryśna chmura” Tsai Ming-lianga

Foto: Era Nowe Horyzonty

Moda na kino Tsaia wpisuje się w snobizm na Azjatów, jaki trwa w festiwalowym świecie od lat. Ale sztuka filmowa nie może funkcjonować bez zwykłych widzów.

Jest nieznany szerokiej publiczności, choć jego nazwisko pojawia się w rankingach najlepszych reżyserów świata sporządzanych przez krytyków. W Wenecji zdobył Złotego Lwa za "Vive l'amour" (1994), w Berlinie – dwa Srebrne Niedźwiedzie: za "Rzekę" (1997) i "Kapryśną chmurę" (2005).

Niektórzy artyści, jak Wong Kar-wai czy twórca "Żegnaj, moja konkubino" Zhang Yimou, próbują więc wyjść z obiegu festiwalowego i przebić się do publiczności kinowej. Dla Tsai Ming -lianga krokiem na tej drodze będzie pewnie nowy film "Twarz", zrealizowany w koprodukcji z Francją. Obok Lee Kang -shenga występują w nim m.in. Jeanne Moreau, Fanny Ardant, Laeticia Casta i Jean -Pierre Leaud.

Tsai Ming-liang jest, poza Hou Hsiao-hsienem, najbardziej znanym przedstawicielem kina tajwańskiego. Naprawdę pochodzi z Malezji. Urodził się w 1958 roku w małym miasteczku Kutching, gdzie było aż siedem kin. – Moi dziadkowie codziennie oglądali jakiś film i zarazili mnie miłością do ruchomych obrazów – mówi Tsai.

Jako 20-latek wyjechał do Tajpej, by studiować reżyserię. Wtedy poznał dzieła Antonioniego, Fassbindera, Bressona i Truffauta, któremu składa hołd w ostatnim filmie.

– Po latach nie pamiętam dialogów ani scen z różnych filmów, ale pamiętam twarze. Piękne, niepowtarzalne. Jamesa Deana, Marilyn Monroe. I oczywiście Jeana -Pierre'a Leaud. Nieruchome ujęcie pokazujące jego twarz w "400 batach" na zawsze zmieniło moje myślenie o kinie – twierdzi reżyser.

Amator kina akcji wytrzyma na filmach Tsaia Ming -lianga najwyżej 15 minut. Nie zniesie długich ujęć, gdy kamera obserwuje mężczyznę cierpiącego na ból szyi, wodę powoli zalewającą mieszkanie, parę siedzącą naprzeciw siebie bez słowa. W ten spowolniony rytm trzeba się wczuć, a wtedy z obrazów Tsaia daje się odczytać opowieść o współczesnym, pełnym samotności i pozorów, świecie. – Moje filmy są bardzo osobiste – mówi reżyser. – Pokazuję własne słabości i lęki.

Przez lata Tsai opowiada o tym samym bohaterze. Jego ulubiony aktor Lee Kang -sheng, którego kiedyś wypatrzył na ulicy, dojrzewa razem z filmową postacią. – Kiedy się spotkaliśmy, nie miałem pojęcia, czym jest kino – mówi Lee. – Ale to nie znaczy, że Tsai Ming -liang mnie ulepił. Czerpaliśmy z siebie nawzajem. Rytm jego filmów to także moja zasługa. Początkowo na planie stale mnie poganiał. – Nie mogę się szybciej ruszać, mówić – powtarzałem. – Taki jestem. I on zrozumiał, że nie wszyscy są w nieustannym biegu.

W "Rebels of the Neon God" (1992) Lee był nastolatkiem zakochanym w grach komputerowych; w "Rzece" (1998) przez pryzmat zakazanego homoseksualnego, kazirodczego stosunku odkrywał własnego ojca; we wzruszającym "Która tam jest godzina?" (2001) rozpaczał po jego stracie. W "Twarzy" jest dojrzałym mężczyzną. Kino Tsaia przejmująco opowiada o samotności w wielkim mieście. Tylko on mógł wymyślić sytuację z "Dziury", gdzie dwoje sąsiadów prowadzi konwersację przez otwór w podłodze. W jego filmach kochankowie się mijają, seks nie prowadzi do bliskości, lecz jeszcze bardziej oddala ludzi od siebie. Tsai mówi o alienacji, która tak samo dotyka społeczeństwa Zachodu jak Wschodu.

Jestem ciekawa, jak dalej potoczy się ten jego intymny pamiętnik, co zrozumie ze świata Lee Kang -sheng, gdy jego włosy przyprószy siwizna.

Moda na kino Tsaia wpisuje się w snobizm na Azjatów, jaki trwa w festiwalowym świecie od lat. Ale sztuka filmowa nie może funkcjonować bez zwykłych widzów.

Jest nieznany szerokiej publiczności, choć jego nazwisko pojawia się w rankingach najlepszych reżyserów świata sporządzanych przez krytyków. W Wenecji zdobył Złotego Lwa za "Vive l'amour" (1994), w Berlinie – dwa Srebrne Niedźwiedzie: za "Rzekę" (1997) i "Kapryśną chmurę" (2005).

Pozostało jeszcze 88% artykułu
Film
Gwiazda o polskich korzeniach na wyspie Bergmana i program Anji Rubik
Film
Arkadiusz Jakubik: Zagram Jacka Kuronia. To będzie opowieść o wielkiej miłości
Film
Leszek Kopeć nie żyje. Dyrektor Gdyńskiej Szkoły Filmowej miał 73 lata
Film
Powstaje nowy Bond. Znamy aktorów typowanych na agenta 007
Film
Mają być dwie nowe „Lalki”. Netflix miał pomysł przed TVP