John Malkovich i debiut reżyserski Gillesa Legardiniera: „Do usług szanownej pani"

Gilles Legardinier, jeden z najbardziej poczytnych francuskich pisarzy, którego książki zostały przetłumaczone na 25 języków, sam przeniósł na ekran swoją powieść „Do usług szanownej pani”. Główną rolę gra John Malkovich.

Publikacja: 06.06.2024 11:56

Gilles Legardinier

Gilles Legardinier

Foto: Wikimedia/G.Garitan, CC BY-SA 4.0

Dlaczego pisarz, autor wielu książkowych bestsellerów, zaczyna reżyserować?

Nigdy nie marzyła mi się kariera reżysera. Ale kiedy jedna z moich książek miała zostać sfilmowana, producentowi nie spodobała się jej adaptacja i spytał czy nie mógłbym sam napisać scenariusza. Potem usłyszałem kolejne pytanie, czy tego filmu bym nie wyreżyserował. Podjąłem tę rękawicę. 

Czytaj więcej

John Malkovich nie zawsze jest demonem

Z tego, co wiem na planie filmowym nie był pan nowicjuszem. 

To prawda. Jako młody chłopak w Anglii i w Stanach Zjednoczonych odbywałem staże na planie filmowym. Będzie się pani śmiała - nie byłem asystentem reżysera ani pomocnikiem producenta. Zajmowałem się efektami specjalnymi. Pirotechniką.

Pracował pan dla Gaumonta, Sony, Disneya. To też była lekcja kina?

Tam akurat miałem niewielki kontakt z produkcją. Razem z żoną zajmowaliśmy się promocją filmów. Przygotowywaliśmy materiały dla dziennikarzy, pisaliśmy pressbooki. Spędzałem dni na wysłuchiwaniu różnych artystów, którzy opowiadali jak robili film. Jedni byli fantastyczni, inni – dość nieciekawi. Ale w czasie tych rozmów nauczyłem się, że trzeba być sobą i zachowywać skromność. 

W filmie „Do usług szanownej pani” opowiedział pan historię zamożnego biznesmena, który zostawia wszystko i jedzie do Francji, by odwiedzić miejsca, z których pochodziła jego zmarła żona. Nie przyznając się kim jest, zatrudnia się jako lokaj w dworku na prowincji. W roli głównej wystąpił John Malkovich. Jak reżyser-debiutant zdobywa takiego aktora?

John przeczytał scenariusz i od razu zadzwonił, że chce w tym filmie zagrać. Byłem szczęśliwy, bo marzyłem o nim. I potem czekałem na niego kilka lat. Blokował nas jego agent. W Stanach John w tym samym czasie może pracować jednocześnie nad dowolną liczbą projektów. We Francji bardzo poważnie ograniczają go przepisy finansowe. 

A wie pan, co mnie w pana filmie zaskoczyło?  To, że jest w nim mnóstwo dobrych uczuć. 

O to mi chodziło. Ja po prostu wierzę, że warto być empatycznym, starać się zrozumieć innych. Od wczesnej młodości wiedziałem, że trzeba dzielić z ludźmi dobre emocje. 

W jednej ze swoich książek opisał pan własne dzieciństwo. Jako bardzo małe dziecko został pan sierotą. 

To prawda. Ale zostałem zaadoptowany przez cudownych ludzi, którzy okazali się wspaniałymi rodzicami. Dostałem od nich mnóstwo ciepła, miłości i lekcję humanizmu: nie muszą cię z człowiekiem łączyć więzy krwi, żeby stał się dla ciebie kimś ogromnie ważnym i kochanym. Miałem więc w swoim nieszczęściu wielkie szczęście. 

Wydał pan blisko 20 książek, stając się jednym z najbardziej poczytnych autorów francuskich. 

Mnie samego to zaskoczyło. Zacząłem pisać późno, po trzydziestce. Bo bardzo długo nie mogłem uwierzyć, że moje powieści mogą kogokolwiek zainteresować. 

A jednak zainteresowały. I to nie tylko we Francji. Pana książki zostały przetłumaczone na 25 języków. 

Promowałem je w wielu krajach. Kiedy pojechałem pierwszy raz na Tajwan, sądziłem, że na spotkania ze mną nikt nie przyjdzie. A jednak sale wypełniały się po brzegi. Okazało się, że jeśli opowiada się o człowieczeństwie, o najprostszych uczuciach to można dotrzeć do bardzo różnych ludzi, w bardzo różnych kulturach.

Pisze pan kryminały, powieści obyczajowe, utwory komediowe, a nawet książki dla dzieci.

A nie sądzi pani, że wymyślanie ciągle tego samego byłoby nudne? Dużą frajdę sprawiły mi powieści, w których narratorką była kobieta. To dopiero było doświadczenie! Próbowałem zrozumieć kobiecą naturę, nieco inną wrażliwość. Bardzo się to podobało mojej żonie.  

Rozmowa z czytelnikiem różni się od rozmowy z widzem?

Nie tak bardzo. I w książkach i w filmach ludzie szukają emocji. Więc choć środki bywają różne, cel jest taki sam. Różnica polega na tym, że jako pisarz jestem całkowicie odpowiedzialny za tę rozmowę. W kinie są jeszcze inni, przede wszystkim aktorzy. 

Gilles Legardinier

ur. 1965 w Paryżu. Jeden z najpoczytniejszych pisarzy francuskich. Wydał blisko 20 książek, popularnych powieści „feel good”, tłumaczonych na 25 języków. W Polsce ukazały się m.in. „I nagle wszystko się zmienia”, „Czego się nie robi dla mężczyzny”. Ekranizacja powieści „Do usług szanownej pani” jest jego debiutem reżyserskim.

A więc w przyszłości: pisanie czy reżyserowanie?

Pisanie. Bo to nie jest żadna kalkulacja. Pisanie jest jak zakochanie się: nie wybierasz, tylko stajesz się ofiarą uczucia. A dziś, kiedy ludzie sięgają po moje książki, ciąży też na mnie odpowiedzialność. Świat oszalał, nie wyciągnęliśmy wniosków z XX wieku, w wielu krajach oddajemy władzę ludziom z wybujałymi ambicjami i bez wyobraźni. Zadaję więc sobie pytanie, na co mogę się swoim czytelnikom przydać.

I jaką pan znajduje odpowiedź?

Próbuję dać im chwilę wytchnienia przy lekturze. A teraz może też od codzienności oderwie widzów „Do usług szanownej pani” – opowieść o tym, co w życiu naprawdę ważne.  

Dlaczego pisarz, autor wielu książkowych bestsellerów, zaczyna reżyserować?

Nigdy nie marzyła mi się kariera reżysera. Ale kiedy jedna z moich książek miała zostać sfilmowana, producentowi nie spodobała się jej adaptacja i spytał czy nie mógłbym sam napisać scenariusza. Potem usłyszałem kolejne pytanie, czy tego filmu bym nie wyreżyserował. Podjąłem tę rękawicę. 

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Film
Niezrealizowane scenariusze Krzysztofa Kieślowskiego trafią na ekran
Film
„Horyzont” i Dziki Zachód Costnera. Zmarnował sławę „Yellowstone” i 40 mln dolarów
Film
„Spadek” na Netfliksie. Ironiczne kino familijne
Film
Dwie nowe, polskie członkinie Amerykańskiej Akademii Filmowej
Film
Aktor z "Piratów z Karaibów" zginął w wyniku ataku rekina
Materiał Promocyjny
4 miliony na urodziny