John Fitzgerald Kennedy uwielbiał seksualne przygody i poświęcał im sporo czasu. Codziennie. I jak wyliczają autorzy filmu – co najmniej pięć jego kochanek stwarzało zagrożenie dla bezpieczeństwa publicznego – co jednak mu nie przeszkadzało.
Gdyby wszystkie te sprawki ujrzały wówczas światło dzienne – straciłby szanse na elekcję, a nawet groziłby mu impeachment.
22 listopada 1963 roku zginął w zamachu w Dallas i świat po nim płakał. Autorzy filmu dokumentalnego „Kobiety J.F. Kennedy'ego" ryzykują tezę, że działo się tak tylko dlatego, że niewiele o nim naprawdę wiedziano. Czyli, śmierć ocaliła jego reputację.
Kennedys wywodzą się z Irlandii. John Kennedy, ojciec prezydenta, pielęgnował pamięć o swojej przeszłości, bo uważał, że wyjątkowe wartości reprezentowane przez Irlandczyków to stałość, wytrwałość i wiara. Ideały szczytne – w życiu bywało różnie. W tej rodzinie, jak informują autorzy filmu, wszyscy żonaci mężczyźni mieli kochanki i ich otoczenie całkowicie taką sytuację akceptowało – włącznie z żonami. Za okoliczność łagodzącą w przypadku JFK uważa się fakt przyjmowania przez niego leków znacząco wpływających na wzrost libido. Wymagała ich choroba Adisona, na którą cierpiał. Ponoć aż czterokrotnie udzielano mu ostatniego namaszczenia.
I pewnie darowano by mu te słabości, gdyby nie miał skrajnie lekkomyślnego podejścia do kobiet. Jedną z nich podsunęła mu nawet mafia – i to wtedy, gdy starał się o fotel prezydenta. W czasie wojny sypiał z wrogiem – duńską dziennikarką, podejrzewaną, że jest nazistowskim szpiegiem. Kiedy przełożeni dowiedzieli się o romansie – przenieśli go z Waszyngtonu do Karoliny Południowej. Najsłynniejszą jego kochanką była, jak wiadomo, Marylin Monroe. Ale gdy zaczęto obawiać się, że ujawni romans – jej wyśpiewane „Happy Birthday" dla prezydenta 19 maja 1962 roku, w dniu jego 45. urodzin – było ostatnim akcentem płomiennej znajomości.