Berlinale zawsze było festiwalem wrażliwym na politykę. W tym roku, pełnym niepokojów, toczących się wojen i rosnącej w siłę w kolejnych państwach skrajnej prawicy, czuje się to szczególnie. Ale też są filmowcy, którzy usiłują odbić się od tego rwetesu, na chwilę zamknąć okno wychodzące na ulicę i skupić się na tym, co wydarza się między najbliższymi.
„Czas zawieszony”: Francuski reżyser zrobił film o sobie
Interesujący francuski reżyser Olivier Assayas zrobił film o sobie. I o dziwnym czasie, gdy pandemia odcięła ludzi od świata, zmusiła do pozostania w domach, przyjrzenia się własnym związkom. Etienne, bohater filmu „Hors du temps” („Czas zawieszony”) jest filmowym reżyserem, który wiosną 2021 roku jedzie do w Normandii, do rodzinnego domu w którym kiedyś mieszkał z bratem i rodzicami – ojcem-pisarzem i matką-projektantką. „Zawsze stąd chciałem uciec” – przyznaje, ale teraz tu właśnie, razem ze swoją partnerką, aktorką, chroni przez przed pandemią.
W tym samym czasie do zjeżdża do domu w Normandii jego dawno niewidziany brat Paul, również z nową partnerką. We czwórkę spędzają czas na odludziu, wśród zieleni i wracających do mężczyzn wspomnień z dzieciństwa. Mierzą się z covidowym niebezpieczeństwem, które pochłania tysiące ofiar i którego szczególnie boi się Etienne. Po wyprawie do miejscowego sklepu, do pralki wrzuca całe swoje ubranie, a torby z zakupami najpierw wystawia na kilka godzin na świeże powietrze. Przede wszystkim jednak obaj bracia mierzą się ze sobą, ze swoją innością, z dawnymi kłótniami, z kompletnie innymi temperamentami.
Film jak film. Zapisuje artystyczne neurozy, próby rozładowania napięcia podczas zoomowej rozmowy z coachem, relacje rodzinne. Co mnie w nim wzruszyło? Opowieść o kulturze, która już zanika. O ludziach żyjących wśród książek, filmów, nagrań muzyki, niekoniecznie popowej. O rozmowach nie na temat przecen w sklepach czy superwakacji, lecz o kinie Jeana Renoire’a, sztuce, literaturze.