Damien Chazelle, który w wieku 32 lat dostał Oscara za „La La Land”, stając się najmłodszym laureatem nagrody – „Babilonem” chciał sobie w Hollywood przedłużyć abonament na opowiadanie o perypetiach Fabryki Snów.
Na pewno udało się Chazelle’owi pobić rekord najpóźniej pokazanych napisów początkowych. Nie spieszył się, ponieważ uwerturę scenariusza ma wyjątkową. Fanów kina, Kalifornii i Hollywood ożywia już widok okolic Los Angeles: palmy i szyld Bel Air, gdzie dziś mieści się ekskluzywna dzielnica oraz muzeum The Getty. Mamy rok 1925, a Chazelle żartuje z jednego z największych przesądów Hollywood, by nie zatrudniać na planie zwierząt... i daję rolę jednemu z największych, czyli słoniowi. W burleskowym majstersztyku rozpisanym na kabriolet, ciężarówkę i stromą górę reżyser chwyta nas za rękę, i gdy zwijamy się w konwulsjach śmiechu – zaprasza na największą imprezę Hollywood, gdzie są „wszyscy”.