Luksusowy statek wycieczkowy. Na pokładzie bardzo bogaci ludzie. Od rosyjskiego oligarchy z żoną i kochanką czy brytyjskich handlarzy bronią zaczynając, na sławach modelingu kończąc. I załoga, gotowa spełnić każdą zachciankę pasażerów. W czasie burzy statek tonie, jego pokład zalewa obrzydliwa fala wymiocin i fekaliów. Garstka, która przeżywa ląduje na wyspie, jak się wydaje, bezludnej, gdzie całkowicie zmienia się społeczna hierarchia. Tylko sprzątaczka potrafi dać sobie radę w ciężkich warunkach. I wykorzysta to, podporządkowując sobie grupkę niedawnych gości. „Trójkąt śmierci” to mocna satyra społeczna. Reżyser Ruben Ostlund powołuje się na Bunuela, którego uwielbia i rzeczywiście w czasie projekcji można pomyśleć o jego „Aniele zagłady”. Ja przyznaję, że nie jestem entuzjastką tego filmu. Dla mnie szyty on jest zbyt grubymi nićmi. Nie ma w sobie finezji choćby poprzedniego obrazu Ostlunda „The Square”.