To ważna i piękna nagroda. Ludzie kina przyznają ją artystom, którzy przez lata budowali naszą wyobraźnię, w twórczy sposób rejestrowali Polskę i współczesny świat, przypominali o niewyzbywalnych wartościach. Tworzyli ważne filmy, które zapisały się w historii kina.
W tym roku Orzeł za osiągnięcia życia przypadł Jerzemu Skolimowskiemu. Jak mówi prezydent Polskiej Akademii Filmowej Dariusz Jabłoński nagroda trafia do wybitnego artysty, który po realizacji filmów takich jak „Bariera”, „Rysopis”, „Ręce do góry” musiał wyjechać na Zachód i nie mógł tworzyć w ojczyźnie. „To jest kolejny przykład twórcy wschodnio-europejskiego, którego życie zdeterminowało miejsce urodzenia, przynosząc wiele problemów” - stwierdził.
Jerzy Skolimowski rzeczywiście jest wyjątkowym laureatem nagrody Akademii. Mało kto ma życie tak barwne, jak on. Młodość „bikiniarza” w szarych czasach PRL-u, niepokorne filmy, które wędrowały na półki, emigracja. Nagrody na najważniejszych festiwalach świata i momenty całkowitego zwątpienia. 17 lat ucieczki od kina. I powrót. Wspaniały powrót, bo dzisiaj znów każdy jego film staje się wydarzeniem.
Urodził się 5 mają 1939 roku. Trochę przez przypadek w Łodzi. Jego ojciec był inżynierem dróg i mostów, budował wtedy Łódź Kaliską. Jak skończył pracę, wrócili do stolicy. Z wojny, ze stresu i strachu, zostało Skolimowskiemu lekkie jąkanie się.
Kino? Absolwent etnografii, niedoszły student ASP, poeta, który wydał kilka tomików wierszy, w podwarszawskich oborach poznał Jerzego Andrzejewskiego i Andrzeja Wajdę przygotowujących scenariusz „Niewinnych czarodziejów”. Po jakiejś rozmowie, w jedną noc napisał tekst od nowa. To Wajda namówił go, by zdawał do lódzkiej Filmówki. Tam spotkał Romana Polańskiego. Zrobił dla niego scenariusz „Noża w wodzie”. Był wtedy, już po upadku stalinizmu, na przełomie lat 50. i 60. - „bikiniarzem” w kolorowych skarpetkach, niebieskim ptakiem. Kochał jazz, zbliżył się do środowiska STS.