Barbara Hollender
Ten film niepokoi i ekscytuje. Nie poddaje się łatwym ocenom. Budzi widza. Wyrywa go z poczucia bezpieczeństwa. Nie daje o sobie zapomnieć. Czy nie taka jest funkcja sztuki?
Długo nie umiałam sobie z „Pokotem" dać rady. Wyszłam z projekcji rozbita. Ale czy nie o to właśnie Agnieszce Holland i autorce literackiego pierwowzoru Oldze Tokarczuk chodziło? Czasem w kinie trzeba zerwać z prostymi puentami. Bo świat wokół staje się coraz bardziej skomplikowany i niejednoznaczny.
Nie przypadkiem Holland wywiozła z Berlina Srebrnego Niedźwiedzia – nagrodę Bauera za innowacyjność i odkrywanie nowych perspektyw kina. Reżyserka, która zawsze opowiadała klarownie i czysto, tym razem zaszalała. Zagrała z wyobraźnią i inteligencją widza. Na ekranie eksperymentuje, łączy różne gatunki, maluje rzeczywistość z dystansem. Dramat społeczny miesza z thrillerem i czarną komedią, realizm z metafizyką, przerysowaniem, nawet odrobiną baśni.
Jeśli ktoś będzie chciał spojrzeć na „Pokot" jak na „thriller ekologiczny", zawiedzie się. Ale jeśli zaakceptuje jego konwencję – dostrzeże gorycz tej opowieści. Jej ostrość i bogactwo.
Rewelacyjnie zagrana przez Agnieszkę Mandat bohaterka we wsi w Kotlinie Kłodzkiej próbuje uciec od świata. Ale dzisiaj nigdzie nie ma raju. Zwłaszcza dla starych kobiet. Duszejko interesuje się astronomią i ekologią. Kocha zwierzęta. Myśliwych, którzy urządzają w okolicy polowania, uważa za morderców. Miejscowi patrzą na nią jak na wariatkę. Na posterunku policji, gdzie stale donosi na kłusowników, traktują ją z pobłażaniem. Bo kto by się przejmował starą babą?