Bajka, która drażni przesłaniem

„Italianiec” wzrusza. Tyle że zawiera irytujący morał o wyższości rosyjskiej biedy nad bogactwem Zachodu

Publikacja: 07.02.2009 21:28

„Italianiec”

„Italianiec”

Foto: Materiały Promocyjne

Bajkowe opowieści zwykle zaczynają się od nakreślenia pomyślnych okoliczności. Jednak w filmie Andrieja Krawczuka nie ma o tym mowy.

Na początku poznajemy zapyziały, obdrapany dom dziecka, w którym chłopcy śpią stłoczeni na pryczach. Placówką zamiast wiecznie zapijaczonego dyrektora rządzi mafia „starszaków”.

Wśród wychowanków jest sześcioletni Wania (Kola Spirydonow), który może wyrwać się z tego piekła. Dom odwiedza włoskie małżeństwo sprowadzone przez pośredniczkę w handlu dziećmi o ksywie Madam. Koledzy, zazdroszcząc Wani, że przeprowadzi się do słonecznej Italii, nazywają go Italiańcem. Jednak chłopczyk woli odnaleźć najpierw własną matkę, by się przekonać, czy przyjmie go z powrotem. Wania ucieka z bidula, ale obrotna handlarka dziećmi nie chce stracić intratnego interesu, więc rusza za nim w pogoń...

Inspiracją do nakręcenia fabuły była prawdziwa historia, którą reżyser przeczytał w „Komsomolskiej Prawdzie”. Dlaczego zatem „Italianiec” bardziej przypomina bajkę o tęsknocie za matczyną miłością niż realistyczny dramat społeczny o skrajnej biedzie i wykluczeniu?

Wydarzenia oglądamy z punktu widzenia małego Wani. I właśnie dziecięca wrażliwość nadaje filmowi klimat. Decyduje o jego sile wyrazu i bajkowości. Dlatego szarobura, zdegenerowana rzeczywistość nie przygnębia. Jest sportretowana ze zrozumieniem, troską, bez drastyczności. W tym świecie nawet najgorsze męty budzą w końcu sympatię.

W przyjętej przez reżysera konwencji nie razi nawet, że Wania odrzuca życie u sympatycznych Włochów na rzecz niepewnej przyszłości u matki. Jego postępowaniem rządzi rozczulająca naiwność.

Gotów byłem zaakceptować także ckliwy happy end – do tego stopnia ujął mnie odtwórca głównej roli Kola Spirydonow. Chłopak jest tak naturalny w debiucie przed kamerą, jakby urodził się tylko po to, by grać w filmach.

Jednak mimo wzruszenia nie potrafię zaakceptować ideologicznego przesłania filmu. W symbolicznym finale reżyser nachalnie podkreśla, że w losach Koli powinniśmy dostrzec sytuację mateczki Rosji, która – choć zdziczała, upodlona – jest w gruncie rzeczy ciepła i kochająca. Nie to co Zachód, gdzie uczucia i przywiązanie trzeba kupować za pieniądze.

Bajkowe opowieści zwykle zaczynają się od nakreślenia pomyślnych okoliczności. Jednak w filmie Andrieja Krawczuka nie ma o tym mowy.

Na początku poznajemy zapyziały, obdrapany dom dziecka, w którym chłopcy śpią stłoczeni na pryczach. Placówką zamiast wiecznie zapijaczonego dyrektora rządzi mafia „starszaków”.

Pozostało jeszcze 86% artykułu
Film
Gwiazda o polskich korzeniach na wyspie Bergmana i program Anji Rubik
Film
Arkadiusz Jakubik: Zagram Jacka Kuronia. To będzie opowieść o wielkiej miłości
Film
Leszek Kopeć nie żyje. Dyrektor Gdyńskiej Szkoły Filmowej miał 73 lata
Film
Powstaje nowy Bond. Znamy aktorów typowanych na agenta 007
Film
Mają być dwie nowe „Lalki”. Netflix miał pomysł przed TVP