Ale mimo licznych zasług dopiero teraz zasłużył na hollywoodzką superprodukcję.
To jego druga przygoda z filmem. Pierwsza miała miejsce w 1990 roku, gdy do ekranizacji perypetii Kapitana zabrał się Albert Pyun, rzemieślnik kina klasy B. Jednak superbohater pewnie wolałby ten epizod w swojej biografii przemilczeć.
Teraz trafił w ręce Joe Johnstona, reżysera, m.in. „Jurassic Park III" i „Wilkołaka". W filmie będzie można zobaczyć, jak student Steve Rogers (Evans) po wielu nieudanych próbach zaciągnięcia się do wojska zostaje na początku lat 40. uczestnikiem tajnego eksperymentu. Dzięki temu zażywa specjalne serum i ze śmiertelnika zamienia się w superżołnierza gotowego do walki ze złem. Jego zadaniem jest powstrzymanie działań nazistowskiej organizacji Hydra, kierowanej przez Red Skulla (Weaving).
Film miał świetny start za oceanem. W premierowy weekend zarobił ponad 65 milionów dolarów. Zebrał też pozytywne recenzje. Niestety, dystrybutor nie zorganizował pokazu prasowego, nie wiem więc, jak Kapitan Ameryka prezentuje się na tle herosów, którzy w ostatnim czasie trafili do kin (Thor, Green Lantern).
Jedno jest pewne. Jego komiksowy życiorys wypada interesująco. W marcu 1941 roku po raz pierwszy pojawił się na okładce zeszytu wydawnictwa Marvel. Odziany w barwy narodowe wymierzał cios w szczękę samemu Adolfowi Hitlerowi, co świetnie oddawało panujące w Stanach nastroje, choć Ameryka jeszcze nie przystąpiła do wojny. Tak narodziła się legenda bohatera patrioty, którą film Johnstona ma odświeżyć.