Barbara Hollender
„Selma" nie jest laurką ani agitką. To mądre, niejednowymiarowe i pełne goryczy spojrzenie na historię, która wydarzyła się zaledwie pół wieku temu. Ale czy należy już tylko do przeszłości?
Czarnoskóry mężczyzna wiąże pod szyją fular. Źle się w nim czuje. Żona mu pomaga. „Tak jest elegancko" – mówi. Za chwilę Martin Luther King odbierze pokojowego Nobla. I wróci do swojego świata, gdzie wciąż panuje dyskryminacja rasowa i łamane jest prawo do głosowania zagwarantowane Afroamerykanom w 1870 roku.
W stanie Alabama czarni są upokarzani, a ich życie niewiele znaczy. Martin Luther King chce tu poprowadzić pokojowy marsz z Selmy do Montgomery. Ale policja brutalnie zatrzymuje demonstrantów. Prezydent Johnson obawia się, że te wydarzenia mogą zapalić lont, który doprowadzi do zniszczenia amerykańskiego systemu. A King patrzy na to, co się dzieje, jak na klęskę swojej ideologii: w przeciwieństwie do Malcolma X zawsze wierzył, że o sprawiedliwość można walczyć bez rozlewu krwi.