„Onirica” - piekło w życiu czy w sztuce

Pro i kontra | „Onirica” jak każdy film Lecha Majewskiego może zauroczyć pięknymi obrazami lub znużyć pokrętną treścią.

Aktualizacja: 15.04.2015 21:47 Publikacja: 15.04.2015 21:05

Barbara Hollender

„Onirica" jest pełna cierpienia i bólu, ale też rozmaitych niezwykłych wizji i znaków kulturowych. Każdy widz może znaleźć w niej własny film – bliski jego wrażliwości i jego spojrzeniu na świat.


Dla mnie to jest film o próbie pogodzenia się ze stratą. Bohater w wypadku samochodowym stracił narzeczoną i najbliższego przyjaciela. On ma bliznę na twarzy, ale żyje. Przynajmniej fizycznie, bo psychicznie niemal umarł. Nie jest w stanie odpowiedzieć sobie na pytania o sens życia i odchodzenia. Rzucił pracę na uniwersytecie, został kasjerem w supermarkecie. Wegetuje pogrążony w depresji. Ulgę przynosi mu jedynie sen.

Wiara? „To był straszny wypadek, ale przecież Bóg cię strzegł" – mówi ksiądz. „A tamtych nie? – pyta chłopak. – Bóg jest miłosierny? To znaczy, że jest tak samo bezradny jak ja". „Bóg jest tajemnicą. Objaśniony przestałby istnieć" – broni się ksiądz i dodaje: „W wierze najważniejsza jest nadzieja".

W tym filmie nadzieję niesie miłość. Piękna postać ciotki. To intelektualistka, która stara się szukać pocieszenia w pismach Heideggera czy listach Seneki. „Śmierć nie spotyka nas nagle. Codziennie uchodzi z nas kawałek życia" – mówi. A jednocześnie najprościej, po ludzku, boi się o chłopaka pogrążonego w depresji, dzwoni, nagrywa mu na sekretarkę: „Upiekłam sernik. Kocham cię". Tylko czy te słowa mogą ożywić kogoś, kto czuje się martwy?

Na tragedię bohatera nakłada się tragedia narodu. Niespokojny rok 2010. Surowa zima pochłaniająca ofiary, potem powódź, trauma najpotworniejsza – katastrofa w Smoleńsku, wreszcie wybuch wulkanu. Ból jednego człowieka miesza się z bólem innych. A wszystko to Majewski wpisuje w kulturę europejską. I znów daje nadzieję: może przynieść ją sztuka. Chłopak próbuje zrozumieć świat, czytając „Boską komedię" Dantego. Jak on po śmierci ukochanej Beatrycze, wchodzi w kolejne kręgi piekła, czyśćca i raju. I tak Polska AD 2010 zderza się ze średniowieczną podróżą przez zaświaty.

W tym filmie, który można odbierać na wielu poziomach, także odszyfrowując znaczenia i symbole, są niezwykłe wizje senne. Są refleksje nad kondycją człowieka, wiarą, światem. Ale jest też ogromny ładunek emocjonalny. Intrygujący film, który niełatwo się zapomina.

Jacek Marczyński

Kiedy mija chwilowe zauroczenie wizjami Lecha Majewskiego, powraca obojętność zmieszana z przekonaniem, że ma on niewiele do powiedzenia, a za jego efektownymi obrazami nic się nie kryje.

Jest kilka przyczyn, dla których „Oniricę" ogląda się z całkowitą obojętnością. Podstawowa to bohater filmu – na jego kamiennej twarzy nie odnajdziemy śladu tragedii, jaką przeżył, gdy jako jedyny ocalał z wypadku samochodowego.

Nie jest winą młodego aktora Michała Tatarka, że nie stara się uzewnętrznić emocji kreowanej postaci. Reżyserowi na tym nie zależało, jego bohater ma być nijaki. Majewski nie chce pokazać ludzkich przeżyć, postanowił temat śmierci przełożyć na ciąg wystudiowanych, plastycznych kompozycji.

W filmie „Onirica" jest tylko jedna poruszająca scena, gdy bohater oskarża Boga. A ksiądz (ostatnia rola nieżyjącego już świetnego śląskiego aktora Jacentego Jędrusika) odpowiada, że Bóg skrył własną niemoc za miłosierdziem. Prób pokazania zmagań człowieka z traumą więcej w filmie nie ma. W nielicznych scenach dialogowych niemal wyłącznie słuchamy za to filozoficznego monologizowania ciotki bohatera.

Reżyser chętnie też używa wytartych symboli, jest więc biała gołębica znosząca jajko (życie), dziewczynka w komunijnej sukience (czystość i niewinność). A kiedy we śnie bohatera kusi dziewczyna w bikini, jej ciało oplata oczywiście wąż. Nadużyciem jest zaś włączenie w narrację zdjęć z miejsca katastrofy smoleńskiej. Konkret tamtych zdarzeń nie przystaje do symboliki „Oniriki", wręcz się z nią kłóci. Sprawia wrażenie, jakby reżyser tymi odwołaniami chciał uzasadnić sens powstania całego filmu.

Lechowi Majewskiemu trudno odmówić wyobraźni, czego dowodem jest choćby scena orki wołami w hali hipermarketu. Należy go podziwiać za to, że do tej mniej więcej dwuminutowej sekwencji przygotowania trwały półtora roku. Tyle tylko że gdyby jej nie było, widz nie odczułby tego braku. W pamięci pozostanie natomiast nieznośnie długi, emocjonalnie martwy ciąg wystudiowanych obrazów z postaciami ludzkimi w lesie (nawiązanie do Heideggera). Tę sekwencję ożywia jedynie muzyka. Kto dotrwa do końcowych napisów, dowie się, że było to „Largo" Händla oraz że piękne skrzydła anioła w tym filmie to dzieło Józefa Szajny.

Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu