DYREKTYWA WOMEN ON BOARDS
O tym, jakie będą skutki wdrażanej obecnie dyrektywy dotyczącej równowagi płci wśród dyrektorów spółek giełdowych, i co zrobić, by jej efekty były jak najlepsze, dyskutowali eksperci i przedstawiciele firm podczas debaty „Rzeczpospolitej” pt. „Dyrektywa Women on Boards. Nowe rozdanie w świecie biznesu”.
Czy spółki, które do połowy 2026 r. (a te z udziałem Skarbu Państwa od początku 2026 r.) powinny dostosować się do regulacji Women on Boards, są gotowe na większą różnorodność we władzach? – Merytorycznie są gotowe – może nie tyle spółki, ile kobiety, które w tych spółkach pracują – podkreślał Mirosław Kachniewski, prezes Stowarzyszenia Emitentów Giełdowych (SEG). Przypomniał też, że według badań 30% Club Poland, w Polsce nie brakuje kobiet przygotowanych do zasiadania we władzach dużych firm.
Bariera mentalna
Problemem bywa natomiast mentalność obecnych zarządów przejawiająca się w tym, jak niektóre spółki tłumaczą niedobór pań w zarządach i radach nadzorczych (kodeks dobrych praktyk spółek notowanych na GPW zobowiązuje spółki do zapewnienia co najmniej 30 proc. udziału mniejszości płci w obu organach). Zdarzają się tłumaczenia typu „nie mamy kobiet, bo chcemy mieć kompetencje”…
– To potwierdza, że spółki czeka jeszcze duża mentalna zmiana, aby zrozumieć, że takie argumenty są kompromitujące dla firmy – zaznaczał Mirosław Kachniewski, dodając, że osiągnięcie wskaźników określonych w projekcie polskiej implementacji dyrektywy (po 33 proc. niedoreprezentowanej płci w zarządzie oraz w radzie nadzorczej) nie powinno być dla dużych spółek z GPW większym problemem. Część z nich czeka jednak sporo pracy.