Małe miasteczko Timbuktu w Mali. Po opustoszałych ulicach na motocyklu jeżdżą uzbrojeni mężczyźni. To islamscy dżihadyści, którzy przejęli tu władzę. Przez megafony ogłaszają: nie wolno słuchać muzyki, śpiewać, grać w piłkę nożną, palić papierosów. Mężczyźnie zwracają uwagę, że ma spodnie nieodpowiedniej długości, kobietom zabraniają chodzić bez skarpetek i rękawiczek. „Jak mam w rękawiczkach sprzedawać ryby?" – buntuje się handlarka przy swoim straganie.
Dramatyczna opowieść reżysera
A to dopiero początek czasu terroru. Zapowiedź tragedii, które po przejęciu władzy będą wydarzać się coraz częściej.
– 29 lipca 2012 roku w Aguelhok na północy Mali para, która wychowywała dwoje dzieci, została ukamienowana. Powód: nie byli małżeństwem. Do internetu trafiło nagranie wideo. Zakopano ich w piasku tak, że wystawały tylko głowy. Kobieta zginęła od pierwszego uderzenia kamieniem. Mężczyzna długo krzyczał i płakał, zanim zaległa cisza – opowiadał Abderrahmane Sissako rok temu podczas konferencji prasowej przy okazji „Timbuktu" w Cannes. Pięćdziesięciotrzyletni doświadczony mężczyzna mówił to łamiącym się głosem. Nie mógł powstrzymać łez. Może także dlatego, że to jest jego świat. Dzisiaj reżyser mieszka w Paryżu, szkołę filmową skończył w Moskwie, ale urodził się w Mauretanii, a wychował właśnie w Mali, więc nic nie jest mu tam obojętne.