„Zjawa" Alejandro Gonzaleza Inarritu i „Marsjanin" Ridleya Scotta, do tego odtwórcy głównych ról w tych filmach: Leonardo DiCaprio i Matt Damon – triumfatorami tegorocznych Złotych Globów.
W „Zjawie" za 135 mln dolarów poharatany przez niedźwiedzia i pozostawiony przez kompanów na pastwę losu traper walczy o przetrwanie w Południowej Dakocie. Został zdradzony, ale chce przeżyć, żeby zemścić się na człowieku, który zabił jego syna.
W „Marsjaninie" (100 mln dolarów) astronauta w czasie burzy piaskowej na Marsie zostaje uderzony przez antenę. Załoga odlatuje na Ziemię, uznając, że zginął. A on odzyskuje przytomność i mając zapas jedzenia na 300 dni, podejmuje próbę przetrwania czterech lat, do czasu następnej ekspedycji, która mogłaby go zabrać do domu.
Złote Globy w kategorii najlepszych filmów dramatycznych i komediowych dostały więc opowieści o przetrwaniu. Widać musimy się upewniać dzisiaj, że człowiek potrafi. Że przeżyje w każdych warunkach, stawi czoło złej przyrodzie, okolicznościom i złym ludziom.
Takie opowieści wspierają nieprawdopodobna technika, rozmach produkcyjny, perfekcyjna realizacja. I wygrywa przemysł, a przegrywa poważna rozmowa z widzem. Hollywood potrafiło docenić ją jeszcze kilka lat temu, dając laury takim filmom, jak „To nie jest kraj dla starych ludzi", „The Hurt Locker. W pułapce wojny", „Jak zostać królem", „Zniewolony. 12 Years a Slave". Przegrywa kino, które testuje kondycję człowieka, nie tylko jego siłę, lecz także słabości.