O kolekcji dawnych, ozdobnych polis

Rozmowa ze Zbigniewem Kiedroniem, kolekcjonerem zabytków rynku ubezpieczeń

Publikacja: 27.09.2012 01:05

Rz: Od kilkunastu lat zbiera pan historyczne dokumenty i przedmioty związane z rynkiem ubezpieczeń w Polsce. Osiem lat temu, kiedy rozmawialiśmy, mówił pan, że drogo, bo za 600 zł, kupił pan rzadkie pokwitowanie opłacenia składki za ubezpieczenie ogniowe z 1810 r., z czasów Księstwa Warszawskiego. Ile dziś trzeba zapłacić za taki dokument?

Zbigniew Kiedroń: Ponad 1,5 tys. zł. Najbardziej podrożały dokumenty rzadkie i dekoracyjne. Natomiast ceny tych pojawiających się często są na poprzednim poziomie. Na przykład nadal za  5–10 zł można kupić popularne polisy Powszechnego Zakładu Ubezpieczeń Wzajemnych (PZUW). Nieświadomi kolekcjonerzy debiutanci przepłacają, dają za nie po 30 zł.

Co pan ostatnio zdobył do zbioru?

Tę piękną plakietkę wykonaną w technice emalii na metalu. Przed wojną oznaczano nią samochody ubezpieczone przez Vestę. Jest tu przedstawiony św. Krzysztof i samochód. Emalia jest czerwona i niebieska. To wyjątkowo ładny przedmiot. Jedyny znany mi egzemplarz.

O istnieniu tej plakiety wiedziałem od kilkunastu lat. Jej reprodukcja widnieje na zabytkowym firmowym dokumencie. Nie wiedziałem jednak, z czego jest wykonana: z metalu, tworzywa czy papieru. Plakieta kosztowała 1,5 tys. zł. Dostałem oferty odkupienia jej za wyższą kwotę. Interesuje ona także kolekcjonerów zabytkowych samochodów.

Piękna skarbonka!

Tę skarbonkę firmy Generali kupiłem okazyjnie. Jest w kształcie książeczki. Elegancka oprawa imituje skórę. Od frontu są napisy. Boki, które udają krawędzie kart, zostały niby pozłocone jak w prawdziwych luksusowych książkach. Tu się wrzuca monety, tu wkłada klucz. Jest to rynkowa rzadkość wykonana na stulecie Generali w 1931 r. Kupiłem ją na Allegro za cenę wywoławczą 40 zł.  Nie było innych chętnych. Sprzedający źle ją sfotografował. Nie było widać, że to skarbonka. Ja się tego domyślałem.

W środku trzymam malutki notatnik wydany na stulecie Generali. Tu z kolei jest kalendarzyk z fotografiami budynków będących własnością tej firmy. Generali wykorzystywała je jako siedziby swoich placówek lub jako domy dochodowe. Również okazyjnie, bo za 20 zł, kupiłem dawne piękne etui na polisę Varsovii. To wyrób ze skóry ze złoconymi napisami.  Jest w idealnym stanie.

Z kolei ten piękny srebrny breloczek zdobiony emalią był przed pierwszą wojną reklamówką towarzystwa ubezpieczeniowego Rossya w Warszawie. Kupiłem go też okazyjnie na jarmarku perskim na Kole za mniej niż 200 zł. Niedawno na aukcji zapłaciłem niecałe 400 zł za tę dekoracyjną polisę z 1887 r. rosyjskiej  firmy ubezpieczeniowej Jakor; miała ona centralę w Moskwie, a oddział w Warszawie.

Ile kosztowała ta polisa?

Polisę Varsovii, firmy ubezpieczeniowej sprzed pierwszej wojny, kupiłem na Allegro za 1,2 tys. zł. Wiem o istnieniu jeszcze jednej takiej polisy. Oprócz wcześniej wspomnianego etui i kilku kwitów ratalnych nie znam żadnych innych dokumentów lub przedmiotów związanych z tą firmą.

Zbiera pan także całkiem nieefektowne rzeczy.

Są to wnioski, ogólne warunki, korespondencja itp. Mam na przykład taryfy ubezpieczeniowe, czyli po prostu tabele z liczbami. Najstarsze są z 1842 r.

Ilu jest kolekcjonerów gotowych dużo płacić za te zabytki?

Dwóch, może trzech.

Mamy w kraju pewnie 100 firm ubezpieczeniowych, tysiące brokerów i agentów.

I nie kupują oni tych zabytków, aby udekorować służbowe wnętrza? To przecież buduje wizerunek firmy, łatwiej ją zapamiętać.

Przypuszczam, że nie interesuje ich tradycja  zawodu. Zapraszałem przedstawicieli kierownictw różnych firm, aby pokazać im zabytki. Nikt nie skorzystał z zaproszenia.

Zbiera pan również fotografie siedzib dawnych towarzystw ubezpieczeniowych w Polsce.

Rozrósł się dział fotografii i pocztówek związanych z gmachem Prudentialu przy ul. Świętokrzyskiej, gdzie po wojnie mieścił się Hotel Warszawa. Brytyjski ubezpieczyciel zaczął budowę w 1931 r. pod szyldem polskiej firmy Przezorność, którą wcześniej wykupił.

W trakcie budowy widniała tam jej nazwa jako inwestora.  Dla tego jednego gmachu musiałem założyć specjalny segregator.  Mam cały album zdjęć pokazujących różne stadia zniszczenia w czasie okupacji. Zdjęcia te kupowałem pojedynczo. Wykonali je niemieccy żołnierze, o czym świadczą podpisy na odwrocie. Tu widzimy ruiny zaraz po wrześniu 1939 r. A tu wygląd budynku w dniach powstania. Takie zdjęcia kosztują ok. 40 – 100 zł. Antykwariaty z całego kraju przysyłają mi swoją ofertę dotyczącą ubezpieczeń, a ja wybieram.

Czy towarzystwa ubezpieczeniowe w połowie XIX wieku oferowały inne usługi niż dziś?

Porównywalne, niekiedy wręcz identyczne. Ale moim zdaniem dokumenty dla klientów były redagowane prostszym  językiem, łatwiej je zrozumieć.

Pan to wszystko czyta?

Tak. Jest tu mnóstwo ciekawostek historycznych i obyczajowych, dotyczących stylu życia. Mam nawet dawne akta kadrowe pracowników firm. Czytam, że z pracownikiem PZUW w 1936 r. rozwiązano umowę o pracę i obiecano podpisanie nowej, ale pod warunkiem, że zgodzi się na obniżkę pensji o 10 proc. Ten sam chwyt stosowano w kolejnych latach.

Przeczytałem też kupiony dziennik korespondencji agenta  Polonii i Snopa sprzed 1939 r. To 500 stron.  Są tu kopie całej wysłanej przez agenta korespondencji. Na przykład pisze on do klienta, że umorzy mu zaległość w opłatach, ale  pod warunkiem, że 100 kilogramów ziemniaków w odpowiedniej cenie sprzeda wskazanemu dyrektorowi. Kupiłem te dokumenty kilka lat temu za 200 zł na Allegro. Zaraz miałem wiele ofert od osób, które chciały to odkupić. Dokument dotyczy okolic Radomska. Odezwali się kolekcjonerzy regionaliów.

Czytam te dokumenty, bo planuję utworzyć wirtualne muzeum. Jest to nasz narodowy dorobek duchowy, prawny, logistyczny. Sto lat temu były promocje, reklamy, bogate oferty ubezpieczenia mieszkań.  I wszystkie te dokumenty pisano bardziej zrozumiałym językiem!

Tabliczka o ubezpieczeniu od ognia obowiązkowo musiała być na ścianie domu w widocznym miejscu.

Tabliczki na ścianach domów chroniły je przed podpaleniami. Mam zarządzenie bodaj z 1858 r., gdzie wprost stwierdza się, że tabliczka ma chronić dom przed podpaleniem przez zawistnych sąsiadów. Zawistnik miał wiedzieć, że nie wyrządzi nieodwracalnej szkody, ponieważ dom jest ubezpieczony. A oprócz dochodzenia policyjnego będzie dochodzenie przeprowadzone przez ubezpieczyciela szukającego sprawcy. Jeśli zdarzył się pożar, a na domu nie było tabliczki, wypłatę odszkodowania obniżano o 5 lub 10 proc.

Jest  literatura pomocna kolekcjonerom?

Powstało kilka książek o historii firm ubezpieczeniowych. Podane w nich informacje są ogólnikowe. Często ograniczają się do jednozdaniowej wzmianki o danej firmie. Trudno myśleć o opracowaniu katalogu, bo to zbyt rozległy temat. Przykładowo w 1935 r. działało w Polsce 68 towarzystw. Każde oferowało różne rodzaje ubezpieczeń. Polisy co kilka lat zmieniały wzory. Są ich tysiące. Nie ma  podstaw, by oszacować, jaką część tego znamy. Można najwyżej wydać album z  najbardziej dekoracyjnymi i rzadkimi polisami. Próbowałem  dociec, jacy artyści  projektowali najpiękniejsze dokumenty, ale na razie nie udało mi się tego ustalić. Na pewno warto zapoznać się z  książką Mariana Szczęśniaka „Zarys dziejów ubezpieczeń na ziemiach polskich".

Akcje lub świadectwa udziałowe tych firm kupują kolekcjonerzy historycznych papierów wartościowych.

Ponieważ środowisko kolekcjonerów tych papierów liczy kilkaset osób, ceny akcji firm ubezpieczeniowych będą rosły. Tak samo jak drożeją pamiątki po rosyjskich firmach chętnie kupowane przez Rosjan.

—rozmawiał Janusz Miliszkiewicz

CV

Zbigniew Kiedroń (ur. 1953 r.), multiagent ubezpieczeniowy z Warszawy

Rz: Od kilkunastu lat zbiera pan historyczne dokumenty i przedmioty związane z rynkiem ubezpieczeń w Polsce. Osiem lat temu, kiedy rozmawialiśmy, mówił pan, że drogo, bo za 600 zł, kupił pan rzadkie pokwitowanie opłacenia składki za ubezpieczenie ogniowe z 1810 r., z czasów Księstwa Warszawskiego. Ile dziś trzeba zapłacić za taki dokument?

Zbigniew Kiedroń: Ponad 1,5 tys. zł. Najbardziej podrożały dokumenty rzadkie i dekoracyjne. Natomiast ceny tych pojawiających się często są na poprzednim poziomie. Na przykład nadal za  5–10 zł można kupić popularne polisy Powszechnego Zakładu Ubezpieczeń Wzajemnych (PZUW). Nieświadomi kolekcjonerzy debiutanci przepłacają, dają za nie po 30 zł.

Pozostało 91% artykułu
Ekonomia
Chcemy spajać projektantów i biznes oraz świat nauki i kultury
Ekonomia
Stanisław Stasiura: Harris kontra Trump – pojedynek na protekcjonizm i deficyt budżetowy
Ekonomia
Rynek kryptowalut ożywił się przed wyborami w Stanach Zjednoczonych
Ekonomia
Technologie napędzają firmy
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Ekonomia
Od biznesu wymaga się odpowiedzialności