Amerykański prezydent Ronald Reagan ostrzegał, że jak państwo chce twojego dobra, to trzeba to dobro dobrze schować. Rząd ma bowiem tylko te pieniądze, które nam zabierze. A jak kupi nam za nie „darmowe" usługi, to i tak dużą część po drodze zmarnuje na koszty zabrania i wydania tych pieniędzy.
U nas w trosce o zdrowie podatników władza wpadła na szatański pomysł. To bon zdrowotny, który ma zapewnić dostęp do darmowych badań profilaktycznych. Obejmować ma m.in. mammografię i cytologię dla kobiet czy badanie prostaty dla mężczyzn. W postpandemicznej rzeczywistości z pewnością szczególnie będą kusić darmowe badania poziomu cholesterolu, lipidogram oraz pomiary ciśnienia.
Co więcej, będzie można je realizować w dowolnej placówce opieki zdrowotnej. Nawet w nielubianych przez władze prywatnych, a także tych, które nie mają kontraktu z Narodowym Funduszem Zdrowia. Wystarczy wypełnić ankietę na internetowym koncie pacjenta. System ma być bowiem skonstruowany tak, aby na podstawie naszych danych proponować określone procedury medyczne. Dodatkowo, aby ułatwić dostęp do badań profilaktycznych, resort chce znieść limity przyjęć do specjalistów.
Można rzec: eldorado! Jednak jako optymista z praktyką życiową obietnice ministra zdrowia przyjąłem z należytą rezerwą. Jeszcze na początku roku media alarmowały, że rząd szuka pomysłu na dodatkowe pieniądze dla Narodowego Funduszu Zdrowia. Jednym z rozwiązań miałaby być podwyższona składka zdrowotna.