Bezpośrednie rozmowy o Ukrainie między Amerykanami i Rosjanami mają ruszyć we wtorek w Arabii Saudyjskiej. Gdy ogłoszono, że do nich dojdzie, do Mohameda bin Salmana zadzwonił Emmanuel Macron, organizator poniedziałkowego paryskiego spotkania liderów europejskich dotyczącego przyszłości Ukrainy, o której losie decyduje się bez ich udziału.
To nie jest tak, że następca saudyjskiego tronu i obecny premier nie ma doświadczenia w negocjacjach. Ma je, także w sprawie wojny w Ukrainie. Mohamed bin Salman, zwany w skrócie MBS, wraz z prezydentem Turcji Recepem Erdoganem doprowadził do pierwszej dużej wymiany jeńców w tej wojnie – we wrześniu 2022 roku. Na wolność wyszli wtedy obrońcy Azowstalu w Mariupolu oraz obcokrajowcy skazani przez Rosjan na śmierć za walkę po stronie Ukraińców, a do Moskwy pojechał także prorosyjski polityk ukraiński Wiktor Medwedczuk.
Zapomniane zabójstwo saudyjskiego dysydenta Dżamala Chaszukdżiego. Dlaczego Trump stawia na Mohameda bin Salmana
Ale dlaczego Trump powierzył tak ważną rolę w sprawie zakończenia wojny w Europie księciu z dalekiej Arabii Saudyjskiej? Na dodatek traktowanemu przez poprzednią administrację amerykańską co najmniej z podejrzliwością, bo stał za zabójstwem w 2018 roku saudyjskiego dysydenta, pracującego w USA, Dżamala Chaszukdżiego? Otóż Donald Trump nigdy nie przyłączył się do krytyki MBS, nie jest kontynuatorem saudyjskiej polityki Joe Bidena.
Czytaj więcej
Ameryka Bidena wykuwa nową politykę bliskowschodnią. Przeprowadza pierwszy atak (na lokalnych sojuszników Iranu w Syrii), a chwilę potem zaczyna rozliczanie Saudyjczyków.
W Arabii Saudyjskiej, którego faktycznym przywódcą jest 39-letni książę koronny (król Salman, jego ojciec jest sędziwy, ma 89 lat, i politycznie wycofany), Donald Trump widzi klucz do szybkiego zakończenia wojen, nie tylko tej w Ukrainie, ale także, czy nawet przede wszystkim, w Strefie Gazy. I to w sposób korzystny, również finansowo, dla Ameryki.