Spotkanie w środę Tsai Ing-wen z Kevinem McCarthym w Bibliotece Ronalda Reagana w Kalifornii przypominało pawi taniec godowy. Republikanin, który jeszcze w trakcie kampanii wyborczej zapowiadał, że poleci na wyspę, zdecydował się na mniej prowokacyjny wobec Pekinu scenariusz przyjęcia tajwańskiej głowy państwa w Ameryce. Ale jednocześnie słowem i gestem chciał pokazać, że zastraszyć chińskiemu reżimowi się nie da.
– Jestem spikerem, trzecią osobą w hierarchii państwa i nikt z zewnątrz nie będzie mi mówił, z kim i kiedy mogę się spotkać – zapowiedział.
– Musimy brać natchnienie z Ronalda Reagana, który powtarzał, że aby zachować wolność, trzeba być silnym. Nie chcemy nikogo prowokować, ale nie damy się zastraszyć – odpowiedziała Tsai Ing-wen.
Czytaj więcej
Prezydent Francji, Emmanuel Macron, wezwał prezydenta Chin, Xi Jinpinga, by ten pomógł "przywołać Rosję do rozsądku" i zakończyć wojnę na Ukrainie. Xi Jinping stwierdził, że ma nadzieję, iż "tak szybko, jak to możliwe", Rosja i Ukraina rozpoczną rozmowy pokojowe.
Od kiedy Ameryka zerwała stosunki dyplomatyczne z Tajwanem w 1979 roku i uznała politykę „jednych Chin” reżimu komunistycznego, nigdy jeszcze nie doszło do spotkania prezydenta wyspy z tak wysokiej rangi przedstawicielem amerykańskich władz na terenie Stanów Zjednoczonych. Ale Pekin tym razem zareagował dość ostrożnie. Gdy latem zeszłego roku na Tajwan poleciała poprzedniczka McCarthy’ego Nancy Pelosi, Chiny przeprowadziły wielodniowe ćwiczenia wojskowe, w których symulowano inwazję wyspę. Tym razem Chińczycy zasadniczo ograniczyli się do o wiele mniej radykalnego ruchu: przez cieśninę oddzielającą Tajwan od Filipin przeszedł najnowszy chiński lotniskowiec Shandong.