Ukraińcy dobrze znają ten epizod z serialu „Sługa narodu”, gdy Wołodymyr Zełenski grał prezydenta, a nie był nim naprawdę. Aktor przechadza się ulicami Kijowa, gdy słyszy dzwonek w swoim telefonie komórkowym.
– Tu Angela Merkel, gratuluję: Ukraina została przyjęta do Unii – słychać głos po drugiej stronie.
– O k...a – nie może się powstrzymać Zełenski.
Tyle że po krótkim zamieszaniu, słyszy znów kanclerz.
– Przepraszam, zaszła pomyłka. Chodziło Czarnogórę.
Zełenski po długiej chwili ciszy wydusza z siebie.
– Gratuluję Czarnogórze.
Ale to, co kiedyś było żartem, dziś wśród sześciu krajów bałkańskich, które od lat pukają do drzwi Wspólnoty, zaczyna przybierać kształt koszmaru, w którym one same gratulują Ukrainie. Od rosyjskiej inwazji 24 lutego Kijów lotem błyskawicy forsuje bowiem kolejne etapy akcesji, które Serbii czy Macedonii Północnej zajęły niepomiernie więcej czasu.
Ukraiński prezydent złożył podanie o przystąpienie do Unii 28 lutego, gdy najeźdźcy Putina szykowali się do szturmu na stolicę. To nie był czas na odbierania Ukraińcom nadziei. Bruksela od razu przesłała więc ukraińskim władzom kwestionariusz odnoszący się do stanu gotowości Ukrainy i w dziesięć dni otrzymała na niego odpowiedzi. Teraz Komisja Europejska analizuje, czy Kijów spełnia tzw. kryteria kopenhaskie z 1993 r., w tym na ile wybił się na stabilną demokrację, gospodarkę rynkową i państwo prawa.
Czytaj więcej
Nie miejmy złudzeń. Wojna nie skończy się jutro – mówi Mychajło Podolak, doradca prezydenta Ukrainy.
Zwykle to długi proces. Ale przewodnicząca KE Ursula von der Leyen obiecała, że odpowiedź będzie gotowa na szczyt UE 23 czerwca. Wtedy do przywódców „27” będzie należała odpowiedź, czy Ukraina faktycznie może zostać oficjalnie uznana za kandydata do członkostwa. W poniedziałek w wystąpieniu przed Parlamentem Europejskim prezydent Francji Emmanuel Macron, którego kraj sprawuje teraz przewodnictwo we Wspólnocie, zasugerował, że jest zwolennikiem szybkiego przyznania Ukraińcom takiego statusu.