Przed komisjami ds. Amber Gold i weryfikacyjną często padają określenia w rodzaju: państwo P., pan P., pan O., mecenas N., „Tygrys" itp., zarówno z ust członków komisji, jak i świadków oraz pełnomocników. ?To nowe zjawisko, dla którego nie ma podstaw prawnych – zgodnie wskazują prawnicy zajmujący się tematyką dóbr osobistych.
Pseudojawność, pseudoochrona
W przepisach regulujących postępowanie przed obiema komisjami nie ma dla ich członków czy świadków nakazu ukrywania danych takich osób. Kodeks postępowania karnego stosowany posiłkowo przed komisją śledczą czy też kodeks postępowania administracyjnego stosowany przed komisją weryfikacyjną, owszem, przewidują wyłączenie jawności posiedzenia czy inne obostrzenia, ale tylko dla prasy.
– Można wręcz wskazać, że precyzja pytania o działania konkretnej osoby wymaga podania jej danych – ocenia adwokat Dariusz Pluta. – Tak samo odpowiedź świadka, aby nie było wątpliwości, kogo i czego zeznanie dotyczy, bo będzie to tworzyło materiał dowodowy.
– Posługiwanie się przez członków komisji inicjałami jest nie tylko błędne, ale i absurdalne. Celem postępowania karnego, a także prac komisji jest przecież dotarcie do prawdy, a to wymaga precyzji – mówi adwokat Zbigniew Krüger. – Tymczasem Marcin P. to może być zarówno szef Amber Gold, jak i zupełnie inna osoba.
Komisja to nie gazeta
O ochronie personaliów mówi natomiast prawo prasowe: prasa nie może publikować danych osobowych i wizerunku osób, przeciwko którym toczy się postępowanie prokuratorskie lub sądowe, chyba że prokurator lub sąd uchyli ten zakaz.