- Ta repolonizacja okazała się nieudana. System stworzył i zarządzał nim Kapsch. Teraz przejął nad nim kontrolę Główny Inspektorat Transportu Drogowego, który zlecił obsługę państwowemu Instytutowi Łączności. Ten z kolei zleca zażądanie Kapschowi. Jeżeli się pojawia więcej pośredników, to nic dziwnego, że koszty rosną – tłumaczył gość.
Zaznaczył, że niektóre działania repolonizacyjne wskazywałyby na pewną myśl przewodnią, inne nie. - Przejęcie Pekao można uzasadniać chęcią większego oddziaływania przez państwo na sektor bankowy. Przejęcie aktywów energetycznych można uzasadniać bezpieczeństwem energetycznym. Przejęcie Pesy można uzasadniać chęcią ratowania polskiej firmy. Przy przejęciu Polskich Kolei Linowych trudno znaleźć uzasadnienie, bo to nie jest spółka strategiczna i ciągle wykazywała zysk - mówił Zieliński.
Po prywatyzacji z lat 90 w rękach państwa zostały firmy jak Polska Sklejka, fabryka szlifierek w Głownie czy uzdrowiska. - To taka spuścizna po komunie. Polska pod tym względem wyróżnia się negatywnie na tle innych krajów europejskich, bo zasięg sektorowy własności państwowej jest duży. Jesteśmy porównywani z Francją – zaznaczył gość.
Ocenił, że repolonizację oficjalnie robi się po to, żeby coś było polskie, to ładnie wygląda.
- Propagandowo trafia do ludzie, że jak jest własność państwowa to jest lepsza niż prywatna. W rzeczywistości chodzi o synekury, co najlepiej widać po spółkach giełdowych. Tam, co chwilę jest zmiana zarządu, żeby mogli dorobić sobie kolejni ludzie powiązani z partią rządzącą. Można też wykorzystywać firmy do realizowania nośnie politycznych projektów – tłumaczył Zieliński.
Dodał, że jak się udaje zrenacjonalizować dobrze zarządzane przedsiębiorstwa to można pozyskiwać każdego roku środki na kolejne działania. PFR dzięki dywidendzie z Pekao SA wychodzi rok w rok na plus.