Takiego scenariusza rząd nie zakładał. Uruchomione po długich perypetiach dopłaty do zakupu elektrycznych samochodów praktycznie nie wzbudziły zainteresowania. Jak poinformował „Rzeczpospolitą" Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, do środy złożono zaledwie 167 wniosków o wsparcie zakupu e-auta dla prywatnych użytkowników w programie „Zielony samochód". Dostępna pula 37,5 mln zł miała dofinansować zakupy przynajmniej 2 tys. samochodów, tymczasem na razie zagospodarowane zostało zaledwie 2,8 mln zł. W dodatku większość wniosków została złożona tuż po uruchomieniu programu 26 czerwca.

Czytaj także: Dopłaty do samochodów elektrycznych po nowemu
Skala rozczarowała
Jeszcze gorzej wygląda realizacja dwóch kolejnych programów: dopłat do elektrycznych aut dostawczych i elektrycznych taksówek. W tym pierwszym – programie „eVAN" – do środy złożono tylko 15 wniosków. O ile dostępna pula sięga 70 mln zł, o tyle obecnie wnioskowana pomoc nie przekracza 607 tys. zł. Z kolei program „Koliber", z budżetem wartym 40 mln zł na dopłaty do 1 tys. elektrycznych taksówek oraz przeznaczonych dla nich domowych ładowarek, okazał się kompletnym fiaskiem – nie złożono ani jednego wniosku. Co prawda NFOŚiGW informuje jeszcze o tzw. aktywnych formularzach roboczych, czyli wnioskach w trakcie wypełniania: np. dla „Zielonego samochodu" jest ich 120, dla „eVANa" – 150 i dla „Kolibra" – 17. Ale nie zmienia to faktu, że spodziewano się zdecydowanie większego zainteresowania.
Trudno się dziwić, bo program wsparcia elektromobilności głęboko rozczarował. Przede wszystkim dotacje mocno opóźniono. Jak twierdzi Polskie Stowarzyszenie Paliw Alternatywnych (PSPA), doprowadziło to do odwlekania decyzji o zakupie e-aut przy jednoczesnym przedwczesnym ogłaszaniu akcji promocyjnych przez importerów i dilerów. Efektem była rynkowa stagnacja: zarezerwowane auta stały przy salonach w oczekiwaniu na dotacje.