Przedstawiciele Agencji twierdzą, że przetargową gorączkę pomogła nakręcić pandemia Covid-19. Ludzie zamykani w czterech ścianach przez lockdown zaczęli doceniać uroki rekreacyjnych działek i własnych gruntów. Organizatorzy przetargów z Agencji zacierają ręce, bo pod młotek idą tereny, które dotąd zupełnie nie budziły zainteresowania inwestorów. Wielkie wzięcie mają nawet wymagające remontu i ogrzewane piecem mieszkania w opuszczonych peryferyjnych garnizonach.
Analitycy nie mają wątpliwości: polowanie na grunty i kwatery z demobilu to efekt boomu w budownictwie i gorączkowego poszukiwania pewniejszych lokat dla zjadanej przez inflację gotówki. Gdy tylko pojawiła się nieruchomościowa gorączka, wojsko błyskawicznie zaczęło odkurzać nawet dotąd pomijane, niezbyt atrakcyjne oferty – mówią eksperci.
4 tysiące działek
Agencja Mienia Wojskowego, która zagospodarowuje zbędne już wojsku nieruchomości, w końcu listopada miała w swoich zasobach 3,9 tys. działek o powierzchni 2,9 tys. ha i ponad 1,9 tys. budynków.
– Cieszymy się z rynkowego ożywienia, bo już w połowie roku wykonaliśmy plan sprzedaży – mówi Zbigniew Prokopczyk, dyr. obrotu nieruchomościami AMW.
– Z wyprzedaży i dzierżaw udało się uzyskać ponad 120 mln zł – dodaje.