19 listopada, czyli 1000 dni od wybuchu pełnoskalowej wojny w Ukrainie, prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski przedstawił rekomendacje dotyczące poprawy systemu alarmowania i ostrzegania mieszkańców stolicy np. w przypadku, gdyby doszło do ataku z powietrza.
Mówił, że test syren wykazał, że nie we wszystkich dzielnicach były one słyszalne, podobnie jak w biurowcach czy sklepach wielkopowierzchniowych, w niektórych miejscach włączyły się zaś z opóźnieniem. Rekomendował m.in. wprowadzenie systemu powiadamiania na podstawie cell broadcast – usługi polegającej na rozsyłaniu informacji przypominających SMS-y do abonentów sieci znajdujących się w zasięgu stacji bazowej BTS.
Jak skutecznie alarmować o ataku z powietrza
O tym, że to jedno z najbardziej sensowych rozwiązań, wykorzystywanych np. w USA, Izraelu, Francji, Niemczech, piszemy w „Rzeczpospolitej” od początku wojny. W tym czasie nie zrobiono nic, aby taki system wdrożyć. Prezydent Trzaskowski mówi też o rozwijaniu aplikacji RSO (Regionalny System Ostrzegania). Umożliwia ona dostęp do komunikatów generowanych przez wojewódzkie centra zarządzania kryzysowego oraz MSWiA.
Szybkiego powiadamiania nie gwarantuje alert RCB, bo zbyt długie są procedury podejmowania decyzji o wysyłce komunikatu. Dlatego gdy w polską przestrzeń powietrzną wlatywały rosyjskie rakiety, zwykli ludzi nie wiedzieli o zagrożeniu. To, że alarmowanie i ostrzeganie jest ważne, pokazały doświadczenia wrześniowej powodzi na Dolnym Śląsku. Ostrzeżenia nie wszędzie dotarły z powodu braku zasięgu sieci komórkowej, gdy stacje BTS zostały zalane, a internet przestał działać.