Polski rynek pracy nie tylko dla Polaków

Zmiany demograficzne powodują, że popyt na pracowników z zagranicy będzie się zwiększał. Niezbędna jest długofalowa polityka migracyjna.

Publikacja: 12.04.2024 01:00

Polskie budowy coraz częściej są wielokultorowym tyglem. Pod koniec marca w rejestrach ZUS było pona

Polskie budowy coraz częściej są wielokultorowym tyglem. Pod koniec marca w rejestrach ZUS było ponad 137 tys. budowlańców z zagranicy AdobeStock

Przemysł, transport i logistyka, budownictwo oraz handel – to cztery sektory, w których najczęściej pracują w Polsce cudzoziemcy. Jak wynika ze statystyk ZUS, pod koniec marca w tych czterech sektorach zarabiała ponad połowa legalnie pracujących w Polsce obcokrajowców (nie licząc osób zatrudnionych przez agencje zatrudnienia).

Łączna liczba cudzoziemców w rejestrach ZUS przekraczała na koniec zeszłego miesiąca 1 mln 138 tysięcy, bijąc nowy rekord w statystykach. Ale nie ostatni – jak wynika z Barometru Gi Group Holding, w lutym prawie co piąta firma w Polsce zatrudniała obcokrajowców (głównie Ukraińców), a prawie 30 proc. planowało ich zatrudniać w tym roku.

Zarówno deklaracje firm, jak i zmiany demograficzne w Polsce wskazują, że pracujących u nas cudzoziemców będzie przybywać. Wpłynie na to zarówno malejąca liczba Polaków w wieku produkcyjnym, jak i pogłębiający się niedobór pracowników w wielu branżach przemysłu, w transporcie czy na budowach, gdzie odchodzących na emerytury robotników z powojennego wyżu nie ma kto zastąpić.

Nie tylko Ukraina

Przybywa więc firm, w których wakaty wypełniają głównie imigranci zarobkowi, w tym coraz częściej przybysze z Azji, Ameryki Łacińskiej i Afryki. Ich napływ znacznie wzrósł po rosyjskiej napaści na Ukrainę, gdy nawet 500 tys. pracujących w Polsce ukraińskich mężczyzn wyjechało bronić ojczyzny. Tej luki nie wyrównał napływ uchodźców z Ukrainy, wśród których przeważają kobiety z dziećmi.

Szybkie otwarcie polskiego rynku pracy i duża aktywnoścć zawodowa uchodźczyń sprawiły, że pracownicy z Ukraińcy nadal dominują w rejestrach ZUS, ale szybko przybywa też pracowników z Azji i Ameryki Południowej. Na koniec marca Hindusów (20,6 tys.) było prawie o jedną piątą więcej niż rok wcześniej, liczba Kolumbijczyków (6,5 tys.) wzrosła ponaddwukrotnie, a Filipińczyków (11 tys.) niemal o połowę w ujęciu rocznym.

– Polacy z młodego pokolenia nie chcą pracować fizycznie, z kolei Ukraińcy czy Mołdawianie coraz częściej szukają lepszych zarobków na Zachodzie. W tej sytuacji musimy przygotować się na to, że wśród zagranicznych pracowników w Polsce będzie przybywać imigrantów zarobkowych z krajów Trzeciego Świata – ocenia Ariel Sobczak, prezes Solano Group, która zatrudnia w Polsce (w ramach pracy tymczasowej albo outsourcingu procesowego) prawie 3500 pracowników z zagranicy, w tym z Kolumbii, Filipin, Indonezji i Nepalu. Większość z nich pracuje w branży spożywczej, w tym głównie w przetwórstwie mięsa i ryb, gdzie najtrudniej o kandydatów do pracy.

Kluczowa integracja

Zdaniem szefa Solano Group zapotrzebowanie na pracowników z zagranicy jest dziś w Polsce znacznie większe niż przed rokiem, a rosnący niedobór kadr sprawia, że firmy są bardziej otwarte na migrantów spoza Europy. Nawet jeśli oznacza to dużo większe niż w przypadku Ukraińców czy Białorusinów wyzwania kulturowe, językowe, a także administracyjne. W przypadku imigrantów z Azji czy Afryki dużo większym wyzwaniem jest ich integracja, która będzie jedną z kluczowych kwestii w przygotowywanej w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji strategii migracyjnej Polski na lata 2025–2030. (Jej wstępny projekt ma być gotowy we wrześniu tego roku).

– To zdolność integracyjna społeczeństwa przyjmującego oraz kwestia spójności społecznej powinny być dwoma podstawowymi czynnikami, które decydują, jak otwarta jest polityka migracyjna – podkreślał w rozmowie z „Rzeczpospolitą” Maciej Duszczyk, wiceminister spraw wewnętrznych i administracji, odpowiedzialny za politykę migracyjną. – Musimy oczywiście uzupełnić niedobory na rynku pracy, ale w sposób bardzo odpowiedzialny i tylko tam, gdzie naprawdę jest to potrzebne – wyjaśniał Maciej Duszczyk.

To długo oczekiwane strategiczne i długoterminowe podejście do polityki migracyjnej, wsparte też niezbędnymi inwestycjami (choćby w systemy IT usprawniające obsługę wniosków o zezwolenia na pracę czy pobyt w Polsce) pomogłoby też pokonać uciążliwe bariery administracyjne, które dziś wielu firmom ograniczają dostęp do fachowców i specjalistów z zagranicy. Nie ograniczają jednak szarej strefy w zatrudnianiu obcokrajowców, ani też – jak pokazała afera wizowa – nie udaremniły włączenia Polski w nielegalny przemytu imigrantów z Azji i Afryki przez Europę do Stanów Zjednoczonych.

Urzędowe bariery

Wybuch afery wizowej, w połączeniu z powyborczymi zmianami personalnymi w konsulatach, tylko nasilił problemy firm i agencji zatrudnienia, które ściągają pracowników z zagranicy. – Czas oczekiwania na polską wizę czy na zezwolenie na pobyt w Polsce jeszcze się wydłużył – twierdzi Nadia Kurtieva, ekspertka ds. zatrudnienia w Konfederacji Lewiatan.

Według niej nie ma tygodnia bez zgłoszenia od firm, którym działalność utrudniają problemy z wizami oraz z zezwoleniami na pobyt dla pracowników z zagranicy. Dotyczy to szczególnie imigrantów z Afryki i Azji, którzy mając już zezwolenie na pracę w Polsce, miesiącami czekają na wyznaczenie terminu wizyty w konsulacie i możliwość złożenia dokumentów wizowych. Niekiedy bez skutku, bo systemy rezerwacyjne są obiektem ataków hakerów i nielegalnego handlu terminami wizyt. W rezultacie często mija kilka miesięcy, a nawet rok, zanim uda się ściągnąć potrzebnego w Polsce pracownika.

Według Ariela Sobczaka w wielu krajach Azji cudzoziemiec czeka od trzech do dziewięciu miesięcy na możliwość złożenia wniosku wizowego, a potem często musi się liczyć z odmową lub brakiem możliwości złożenia wniosku, gdyż pozwolenie na pracę straciło ważność.

Państwo sobie nie radzi

Długotrwałe i mało przejrzyste procedury administracyjne powodują, że polskim firmom trudniej jest planować pracę, tym bardziej że część zrekrutowanych i zweryfikowanych kandydatów rezygnuje. Jak zaznacza Nadia Kurtieva, dodatkowym problemem jest duży, niekiedy 80-90 proc. udział odrzucanych wniosków wizowych. Chociaż formalne warunki uzyskiwania zezwoleń na pracę i pobyt w Polsce są dość liberalne na tle innych państw, to problemem jest słabe przygotowanie urzędów wojewódzkich i konsulatów do obsługi tak dużej liczby imigrantów zarobkowych – wielokrotnie większej niż jeszcze dekadę wcześniej.

Podczas gdy np. w 2008 r. złożono 25,5 tys. wniosków o zezwolenie na pracę cudzoziemca, to w ubiegłym roku ich liczba przekroczyła 387 tys., co przekłada się też na rosnącą liczbę wniosków wizowych i o zezwolenie na pobyt w Polsce. Nadia Kurtieva przypomina marcowy raport Najwyższej Izby Kontroli, według którego państwo nie radzi sobie z napływem cudzoziemców. Aż w 60 proc. spraw związanych z obsługą cudzoziemców, które prowadzono w urzędach wojewódzkich, NIK stwierdziła naruszenie przepisów, w tym rażącą przewlekłość postępowań.

Opinia partnera cyklu

Migracja uratowała polski rynek pracy. I co dalej?

prof. Paweł Strzelecki

prof. Paweł Strzelecki

Nadchodząca rocznica 20-lecia członkostwa Polski w Unii Europejskiej (UE) skłania do refleksji o tym, jak bardzo zmieniła się w ciągu dwóch dekad sytuacja demograficzna Polski, a szczególnie przepływy migracyjne. W momencie wejścia Polski do UE roczniki wyżu demograficznego lat 80. dopiero zaczynały swoje kariery na rynku pracy w sytuacji 20-proc. bezrobocia oraz wynagrodzeń relatywnie niskich w porównaniu z krajami Europy Zachodniej. Nic dziwnego, że otwarcie rynków pracy krajów UE spowodowało falę emigracji zarobkowej. Miejmy nadzieję, że ostatnią w polskiej historii.

W ciągu 20 lat trendy demograficzne uległy kompletnemu odwróceniu. Rozwój gospodarczy oraz ograniczona podaż pracy sprawiły, że diametralnie zmienił się rynek pracy. Obecna stopa bezrobocia (około 3 proc.) jest jedną z najniższych w UE i niedobór rąk do pracy oraz tzw. rynek pracownika jest trwałym zjawiskiem. Odporność polskiej gospodarki na wstrząsy nauczyła bowiem firmy, że warto pracowników „chomikować”, a nie zwalniać podczas dekoniunktury.

Zgodnie z przewidywaniami demografów okres „dywidendy demograficznej” minął i w ostatniej dekadzie liczba polskich obywateli w wieku produkcyjnym (15–64 lata) zmniejszyła się o ponad 2,5 miliona osób. Niemniej potencjał wzrostu polskiej gospodarki pozostawał wysoki, gdyż w międzyczasie Polska z kraju emigracyjnego stała się krajem dodatniej migracji netto. Taką przemianę optymistyczne prognozy demograficzne zakładały dopiero za dziesięć, dwadzieścia lat. Saldo migracji zagranicznych stało się dodatnie i rosnące nie tylko za sprawą imigracji z Ukrainy, ale także z Białorusi i rosnącego zainteresowania pracą w Polsce również obywateli bardziej egzotycznych krajów. Tak gwałtowna zmiana odzwierciedlała nie tylko rosnącą atrakcyjność polskiego rynku pracy, ale związana była z agresją Rosji na Ukrainę. Od 2014 roku zanikał jeden z ważniejszych światowych korytarzy migracji zarobkowych pomiędzy Ukrainą i Rosją, a imigranci zarobkowi z Ukrainy coraz częściej wybierali Polskę. Wybuch pełnowymiarowej wojny w 2022 roku spowodował z kolei napływ milionów migrantów przymusowych, z których ponad milion pozostał w Polsce.

W ciągu niespełna dekady dokonała się więc rewolucja – Polska z odwiecznego kraju emigracji stała się celem imigracji zarobkowej. Nie nadążała za tym jednak polityka państwa. Do niedawna większość imigrantów pracowała w Polsce na podstawie odziedziczonych z przeszłości regulacji zaprojektowanych dla imigrantów sezonowych. W obliczu napływu milionów uchodźców w 2022 roku i przyzwolenia społecznego imigranci z Ukrainy otrzymali czasowo prawa analogiczne do polskich obywateli (pełny dostęp do rynku pracy i usług publicznych). Nie wiadomo jednak, co dalej.

Taka reaktywna polityka migracyjna, bez sprecyzowania długofalowych zasad, nie sprawdzi się wobec wyzwań, które już się pojawiły i będą coraz ważniejsze w przyszłości: coraz większego napływu imigrantów z krajów spoza europejskiego kręgu kulturowego, odpowiedzialności biznesu za pracowników tymczasowych sprowadzanych do Polski, dążenia coraz większej liczby imigrantów do długoterminowego pozostania w Polsce, różnych scenariuszy dalszego rozwoju sytuacji za naszą wschodnią granicą czy roli migracji w ograniczaniu skutków starzenia się ludności Polski. W każdej z tych spraw polskie państwo powinno zdefiniować zasady, które ułatwią życie zarówno polskim obywatelom pracodawcom, jak i imigrantom myślącym o związaniu się z naszym krajem na dłużej niż kilkanaście miesięcy. Nie tylko Polska, ale też UE potrzebuje polityki ukierunkowanej na rozwój, ale i inkluzyjność migrantów w społeczeństwach. Nowy polski rząd, jak się wydaje, poważniej niż jego poprzednik podchodzi do polityki migracyjnej. Warto, by nasz głos w tej sprawie nadał ton polskiej prezydencji w UE w pierwszej połowie 2025 roku. ∑

dr hab. Paweł Strzelecki, prof. SGH, jest wicedyrektorem Instytutu Statystyki i Demografii w Kolegium Nauk Ekonomicznych SGH. Współpracuje z Polską Grupą Emerytalną SGH i jest autorem publikacji naukowych z zakresu wpływu zmian demograficznych na polską gospodarkę oraz finanse publiczne.

Opinia partnera cyklu

Przemysł, transport i logistyka, budownictwo oraz handel – to cztery sektory, w których najczęściej pracują w Polsce cudzoziemcy. Jak wynika ze statystyk ZUS, pod koniec marca w tych czterech sektorach zarabiała ponad połowa legalnie pracujących w Polsce obcokrajowców (nie licząc osób zatrudnionych przez agencje zatrudnienia).

Łączna liczba cudzoziemców w rejestrach ZUS przekraczała na koniec zeszłego miesiąca 1 mln 138 tysięcy, bijąc nowy rekord w statystykach. Ale nie ostatni – jak wynika z Barometru Gi Group Holding, w lutym prawie co piąta firma w Polsce zatrudniała obcokrajowców (głównie Ukraińców), a prawie 30 proc. planowało ich zatrudniać w tym roku.

Pozostało 94% artykułu
Barometr polskiego biznesu
Rośnie znaczenie dobrostanu pracownika
Barometr polskiego biznesu
Konsument jeszcze nie czuje swej siły w ESG
Barometr polskiego biznesu
Czasem dobrze pozbyć się należności
Barometr polskiego biznesu
Chmura obliczeniowa – szansa dla banków
Barometr polskiego biznesu
Firmy: nadal daleko do normalności