Zdecydowana wygrana Konrada Fijołka nie była w Rzeszowie sensacją. Rzeszowianie zagłosowali tak, jak robili to przez ostatnich 20 lat, wskazując osobę, która daje największą gwarancję, że zaangażuje się w sprawy miasta i ma kompetencje.
Fijołek nie wygrał tych wyborów, bo był postacią ponadprzeciętną, liderem z wieloma sukcesami na koncie. Był kandydatem, który minimalnie spełniał te wymagania. Dawał nadzieję na kontynuację stylu Tadeusza Ferenca, którego mieszkańcy darzyli dużym zaufaniem, wybierając aż siedem razy na fotel prezydenta. Ferenc był politycznym outsiderem, wielkiej polityki w ratuszu było niewiele. To doceniali mieszkańcy. Z tego samego powodu namaszczenie przed wyborami przez Ferenca na swojego następcę Mariusza Warchoła, polityka z Warszawy, było dla mieszkańców ruchem niezrozumiałym i odrzuconym.
Wyciąganie ogólnopolskich wniosków z rzeszowskich wyborów jest karkołomne. Fijołek nie był kandydatem wystawionym przez opozycję, uzyskał jej poparcie na starcie wyborów. Dlatego tezy o sukcesie opozycji w Rzeszowie są mocno przesadzone, bo najpewniej Fijołek wygrałby wybory, nawet nie mając takiego poparcia.
Siłą Fijołka nie było to, że nienawidził PiS i kochał opozycję, ale to, że jako samorządowiec był autentyczny na tle pozostałych, związanych z wielką polityką kandydatów. Raczej wątpliwe, że nowy prezydent zaangażuje się w projekt samorządowców związanych z PO i wzorem Rafała Trzaskowskiego, Aleksandry Dulkiewicz, Jacka Karnowskiego ruszy w Polskę.
Podkarpacie z Rzeszowem jest najbardziej konserwatywnym polskim regionem. To są ścieżki wydeptane, które trudno zmienić. Na Podkarpaciu i w Rzeszowie prawica będzie zawsze pierwszym wyborem w wyborach ogólnopolskich. Podobnie jak pierwszym wyborem w wyborach lokalnych będzie kandydat zaangażowany w sprawy miasta, bez względu na opcję.