Donald Trump nadal jednak nie chce się pogodzić z przegraną, wielkimi literami wypisuje w mediach społecznościowych, że to on jest zwycięzcą ze zdecydowaną przewagą. Ale nawet bliskie mu duże amerykańskie media, jak telewizja Fox, informują: „Biden wygrywa".
Trump jest coraz bardziej osamotniony, traci magnetyzm. Pół Ameryki go nadal kocha, ale ci, co w tej połówce znają się na regułach gry wyborczej, nie mają złudzeń, że zgodnie z nimi zwycięzcą jest Biden. Dlaczego takie związane z republikanami media jak Fox nie krzyczą jak Trump, że ukradziono mu zwycięstwo. Pewnie dlatego, że wiedzą, iż głosy liczą ludzie o różnych poglądach, a im dłużej liczą – przecież w niektórych miejscach trwało to parę dni – tym możliwość pomyłki czy fałszerstwa jest mniejsza. Trudno sobie wyobrazić, żeby miały to podważyć sądy, na które liczy dotychczasowy prezydent. Co nie znaczy, że wszyscy kochający Trumpa nie będą się burzyli, ich powstrzymać może tylko deklaracja jego samego: tak, przegrałem.
Może się mylę, ale patrząc na media społecznościowe, odnoszę wrażenie, że zwycięstwo Bidena wywołało nie mniejszy entuzjazm wśród wpływowych polityków i ekspertów poza Stanami niż w samych USA. Gratulacje na wiadomość o przekroczeniu przez Bidena granicy 270 głosów elektorskich, tyle co potrzeba, by zdobyć najważniejszy urząd na świecie, sypały się, mimo że mieliśmy weekend. Także od prezydenta Andrzeja Dudy, choć w nich nie było wykrzykników, nie czuć w nich erupcji radości, zamiast niej jest pragmatyzm i nadzieja na utrzymanie strategicznego sojuszu polsko-amerykańskiego (nie zapowiada się, żeby Biden chciał z niego zrezygnować).
Prawie cały Zachód czekał na pożegnanie Donalda Trumpa. I ma wielkie oczekiwania wobec Bidena. Że uratuje spójność Zachodu, tchnie nowego ducha w NATO, uratuje porozumienia: klimatyczne i wiele innych, wstrzyma wojny, ukarze złych, a nagrodzi dobrych.
Ze spełnieniem wielkich oczekiwań może być problem. Biden nie zmieni wszystkiego, co się innym w Ameryce nie podoba, bo będzie reprezentował amerykańskie interesy. Na pewno zmieni się język, retoryka, w czystej polityce będzie trochę inaczej. Dużo większej zmiany można się natomiast spodziewać w wojnie kulturowej, cywilizacyjnej, która wstrząsa Zachodem. Odchodzi król walczącego konserwatyzmu, pozostawiając pogrążonych w smutku wielbicieli w USA, Ameryce Łacińskiej, Europie i nie tylko.