Zamknięci z wirusem na oceanie

Pandemia uwięziła tysiące członków załóg na pokładach statków wycieczkowych i wojennych, które cumują u wybrzeży.

Aktualizacja: 19.04.2020 21:14 Publikacja: 19.04.2020 19:38

Kryzys, jaki zapanował na pokładzie USS „Theodore Roosevelt”, rzucił światło na zagrożenia czyhające

Kryzys, jaki zapanował na pokładzie USS „Theodore Roosevelt”, rzucił światło na zagrożenia czyhające na marynarzy w czynnej służbie

Foto: AFP

U wybrzeży USA, głównie na południu kraju, przycumowanych jest około 100 statków wycieczkowych, wynika z danych Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorób (CDC). Pasażerów tam już nie ma, bo zostali ewakuowani na ląd. Ale przebywa na nich prawie 80 000 członków załogi.

Wielu z nich odbywa kwarantannę, bo jest podejrzenie, że mogli się zakazić od chorych pasażerów, niektórzy już walczą z COVID-19.

Zgubny luksus

Niewielka część załóg pracuje, reszta znalazła się w zawieszeniu. Nie mogą wrócić do domów, bo wiele państw, z których pochodzą – od Indii po Amerykę Południową – z powodu pandemii zamknęło granice nawet dla swoich obywateli.

Operatorzy luksusowych wycieczkowców zawiesili rejsy w połowie marca. Decyzja ta znalazła dziesiątki statków w trasie, z dala od lądu. W wielu międzynarodowych portach odmówiono im cumowania, tylko kilka zostało wyładowanych w portach na Florydzie i w Kalifornii. Większość z załogą na pokładzie wróciła na ocean. Teraz tysiące pracowników, w strachu przed zakażeniem się od współpracowników, czeka na możliwość powrotu do domu. – Czasami w momentach globalnego kryzysu, takiego jak ten, ostrożność i strach biorą górę. Normalnie umożliwienie tym ludziom powrotu do domu byłoby wyrazem podstawowej ludzkiej przyzwoitości, ale teraz jest niewykonalne – powiedział Roger Frizzell, wiceprezes operatora Carnival.

– Pracujemy nad rozwiązaniem problemu. W międzyczasie dostarczamy chorym potrzebną opiekę medyczną – powiedział Scott Pauley, rzecznik CDC, agencji, która obwinia operatorów statków rejsowych o brak kontroli nad wirusem i zbytnie poleganie na pomocy federalnej i stanowej.

Zagrożona flota wojenna

COVID-19 w trudnej sytuacji postawił też amerykańskie okręty wojenne. Głośna w USA stała się sprawa lotniskowca USS „Theodore Roosevelt", który pływał po zachodniej części Oceanu Spokojnego w gotowości do ewentualnej interwencji np. w Korei Północnej czy w Chinach. W drugiej połowie marca, dwa tygodnie po opuszczeniu portu Da Nang w Wietnamie, u dwóch jego marynarzy wystąpiły objawy wirusa. Mając pod opieką 4800 ludzi załogi, kapitan Brett Crozier apelował, by zawiesić misję okrętu z powodu zagrożenia. „Nie jesteśmy w stanie wojny. Marynarze nie muszą umierać. Jeżeli nie zadziałamy szybko, to stracimy nasz największy skarb – naszych marynarzy" – napisał w kilkustronicowym apelu do dowództwa. List, który przedostał się do prasy, został odebrany jako podważenie autorytetu władz i Crozier został usunięty ze stanowiska. W Marynarce Wojennej wybuchł skandal. Jednak w obliczu rozprzestrzeniającego się wirusa lotniskowiec dostał pozwolenie zawieszenia misji i obecnie przechodzi kwarantannę na wyspie Guam, gdzie funkcjonuje amerykańska baza wojskowa oraz szpital. Do tej pory u prawie 700 marynarzy wykryto wirusa, a jeden zmarł. – Głównym celem jednak jest powrót okrętu na ocean, gdzie będzie mógł kontynuować swoją misję – powiedział sekretarz obrony Mark Esper, który nie wykluczył, że kapitan Crozier może zostać przywrócony do czynnej służby.

Kryzys, jaki zapanował na pokładzie USS „Theodore Roosevelt", rzucił światło na zagrożenia czyhające na marynarzy w czynnej służbie na dziesięciu innych lotniskowcach oraz okrętach podwodnych i nawodnych, gdzie warunki często nie pozwalają na utrzymywanie fizycznego dystansu. Na co najmniej czterech, w tym tych stacjonujących w San Diego w Kalifornii i Norfolk w Wirginii, stwierdzono obecność wirusa. – Statki i inne części Marynarki Wojennej są bardzo narażone. Te służby należą do najbardziej dotkniętych pandemią – stwierdził demokratyczny senator z Wirginii Tim Kaine.

Zbędne łóżka

Z wirusem borykają się też załogi okrętów medycznych wysłanych na pomoc cywilom w rejonach Nowego Jorku i Los Angeles. Władze Marynarki Wojennej usunęły w ubiegłym tygodniu ponad 100 osób z USNS Mercy przycumowanego u wybrzeży Los Angeles, po tym jak u siedmiu członków załogi wykryto wirusa. Okręt służy jednak głównie pacjentom, u których nie zdiagnozowano wirusa. Na pokład przyjmowani są np. rezydenci domów starców. Personel medyczny Mercy pomaga też w opiece nad rezydentami domów opieki znajdującymi się na lądzie. W placówkach tych w całym kraju wirus czyni największe spustoszenie. Media donoszą o zgonach nawet kilkudziesięciu podopiecznych.

Podobnie jak Mercy, USNS Comfort, który Pentagon wysłał na Wschodnie Wybrzeże, nie został w pełni wykorzystany. Oba statki, wysokie na dziesięć pięter, każdy z tysiącem łóżek, 12 salami operacyjnymi, bankiem krwi, laboratorium, apteką i zaawansowanym sprzętem diagnostycznym, zaliczane są do największych szpitalnych statków na świecie. Comfort, który dotarł do Nowego Jorku pod koniec marca, miał służyć tylko cierpiącym na inne schorzenia niż COVID-19, ale został przystosowany dla pacjentów z koronawirusem, na wypadek, gdyby nowojorskie szpitale nie radziły sobie z napływem chorych. – Okazało się, że nie potrzebowali tylu łóżek. To dobry znak – stwierdził prezydent Donald Trump.

Stan Nowy Jork nadal jest epicentrum COVID-19 nie tylko w USA, ale i na świecie.

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1034
Podcast "Globalny chrząszcz"
Rabin Stambler: Polska to wielka pozytywna niespodzianka. Lubię mówić po polsku
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1032
Świat
Olaf Scholz „warknął” na Andrzeja Dudę. Arkadiusz Mularczyk: „To przez reparacje”
Materiał Promocyjny
W domu i poza domem szybki internet i telewizja z Play
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1031
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku