Miało być jak w 2015 roku. Wtedy efektowna konwencja rozpoczęła udaną kampanię prezydenta, wtedy europosła Andrzeja Dudy. Teraz stawką jest druga kadencja, a w praktyce – kontynuacja rządów Zjednoczonej Prawicy w obecnym kształcie. Takie też było w sobotę pozycjonowanie prezydenta, jako swoistego gwaranta „dobrej zmiany".
Ale był też wizerunkowy show, który miał dać energię kampanii. Z realizacji tego celu politycy PiS są zadowoleni. W kuluarach można było usłyszeć, że efekt przekroczył oczekiwania, zwłaszcza że konwencja była porównywana z tą w 2015 roku, a tam na korzyść prezydenta i PiS działał efekt świeżości. Organizatorzy szacują, że do warszawskiej hali Expo przyjechało ok. 5 tys. osób.
Jak wynika z naszych informacji, za oprawę konwencji, w tym wejścia prezydenta na salę, odpowiadała sprawdzona kampanijna ekipa: Piotr Matczuk i Anna Plakwicz, którzy byli sztabowcami prezydenta w 2015 roku, uczestniczyli też we wcześniejszych i wszystkich późniejszych kampaniach PiS. Konwencja była efektem kilkumiesięcznych przygotowań sztabu, na którego czele stoją odpowiadający za kwestie organizacyjne Joachim Brudziński i Beata Szydło (sprawy programowe). Jego cały skład nie został jednak oficjalnie ogłoszony.
Stawka była tym większa, że PiS wchodziło w kampanijny weekend po bardzo trudnym tygodniu, którego końcówkę zdominował sejmowy gest posłanki Joanny Lichockiej.
– W partii wszyscy są na nią wściekli – przyznawali nasi rozmówcy z Klubu PiS.