Bo czas goni. Właśnie w poniedziałek 1 lipca odbędzie się pierwsze posiedzenie nowego Parlamentu Europejskiego, na którym powinien być już znany przewodniczący strasburskiego zgromadzenia (jeden z pięciu elementów wspomnianej układanki). Tylko że negocjacje są w lesie.
Czytaj także:
Kto będzie rządził Unią? Ryszard Czarnecki ujawnia kulisy
Zemsta Francji
U źródeł tego chaosu jest niespodziewany spór, jaki wybuchł między Emmanuelem Macronem i Angelą Merkel. Kanclerz od dawna forsowała zasadę tzw. spitzenkandidat: mianowanie na czele Komisji Europejskiej kandydata frakcji w europarlamencie, która zdobyła najwięcej głosów. Było wiadomo, że w ten sposób stanowisko z największą władzą w Unii (obok prezesa Europejskiego Banku Centralnego) wpadnie w ręce Europejskiej Partii Ludowej (EPP), a konkretnie Bawarczyka z CSU Manfreda Webera. Trwający od kilkunastu lat układ, w którym Berlin kontroluje brukselskie mechanizmy władzy poprzez chadecką frakcję, zostałby utrzymany na kolejną kadencję.