- Ta decyzja jest wynikiem wieloletniej kampanii, działań i walki tak naprawdę o to, by wyciągnąć konsekwencje wobec tego, co się dzieje ze środowiskiem i ze społecznościami lokalnymi, wtedy, kiedy wkracza tam wydobycie - mówiła Jakubowska.
- To był niesamowity, spontaniczny proces, dlatego, że tak naprawdę to ludność starała się uświadomić władze, jakie skutki ma wydobycie - stwierdziła gość programu #RZECZoPOLITYCE. - W 1992 roku skończyła się w Salwadorze wojna domowa. W tym okresie wcześniej wydobycie metali, a szczególnie złota istniało w krajach sąsiadujących - Nikaragui i Hondurasie. I kiedy wojna się skończyła, Salwador postanowił ściągnąć do siebie inwestorów, licząc na to, że są to łatwe pieniądze, że dzięki temu kraj się rozwinie, ludzie będą żyli dostatnie i będzie większy dobrobyt - tłumaczyła.
Czy do pewnego momentu tak było? - To jest dyskusyjne, dlatego że już wtedy zwłaszcza ludność rolnicza dowiedziała się, jakie są skutki wydobycia metali w krajach ościennych - powiedziała Jakubowska. - Jedna kopalnia złota w ciągu jednej godziny używa tyle wody, ile przeciętna rodzina w tamtych rejonach zużywa przez 20 lat. Kopalnie złota używają toksycznych cyjanków - te cyjanki przenikają do środowiska, przenikają do gleby i zatruwają wodę. Efekt jest taki, że ludzie w krajach sąsiadujących przekazywali te informacje. Po pewnym czasie postanowiono zacząć taką kampanię, działanie i naciski na rząd, żeby tego wydobycia zabronić. To, co jest bardo ciekawe, to że w tę kampanię włączył się bardzo silnie Kościół katolicki. Też dostrzegał, jakie skutki to ma dla ludzi. Ludzie często tracą po prostu swoje możliwości utrzymania, tracą ziemię, tracą możliwość utrzymywania się z rolnictwa - wyjaśniała.
Gość Zuzanny Dąbrowskiej zauważyła, że pragnąć przyciągnąć inwestorów, państwa często obniżają im podatki, ale nie przynosi to społecznie pożądanych rezultatów. - Efekt jest taki, że bogactwo nie "skapuje" w dół. Ta lokalna ludność nie ma z tego praktycznie nic, natomiast ma ogromne straty, jeśli chodzi o swoje środowisko. Nie ma też tak naprawdę bardzo często miejsc pracy, dlatego że to są ludzie, którzy gospodarują na swojej ziemi, chłopi po prostu, a kopalnie potrzebują ludzi, którzy są przygotowani, specjalistycznej siły roboczej. W związku z tym oni znajdują owszem parę, paręnaście miejsc np. jako osoby pilnujące porządku, czy pilnujące magazynów, natomiast nie ma miejsc pracy na dużą skalę - mówiła Jakubowska.