I nie, nie chodzi mi (choć taką też szczególnie ludziom wierzącym polecam) o książki religijne, ale o jak najbardziej świeckie, tyle że takie, które dają okazję do głębszej refleksji. Nie jest żadną tajemnicą, pisałem już o tym na łamach „Plusa Minusa”, że jednym z moich ulubionych pisarzy był, jest i pozostaje Albert Camus. I do lektury jego tekstów politycznych, zebranych w tomie „Świadek wolności”, gorąco zachęcam, bo choć teksty te pochodzą sprzed ponad 70 lat, to pozostają boleśnie aktualne, także w naszej polityczno-partyjnej sytuacji.
Czytaj więcej
Trudno nie zgodzić się z papieżem Franciszkiem, gdy nawołuje do studiowania prawdziwych dziejów Kościoła.
Camus przypomina, że miarą demokracji jest uznanie, iż przeciwnicy polityczni też mogą mieć rację
Camus, który był mimo swoich jednoznacznie lewicowych poglądów francuskim symetrystą, w tekstach tych pokazuje, czym jest i czym musi być prawdziwa demokracja, prawdziwa polityka. „Nie ma życia bez dialogu. W ogromnej zaś większości krajów świata dialog ustąpił miejsca sporowi. Wiek XX jest wiekiem sporu i zniewagi. W stosunkach między narodami i jednostkami, a nawet na poziomie dyscyplin niegdyś bezstronnych, brutalna polemika zajmuje miejsce tradycyjnie należne pełnemu namysłu dialogowi. Hałaśliwy monolog tysiąca głosów angażujących się weń całymi dniami i nocami zamienia się w potok mistyfikacji, ataków, obron i egzaltacji. Jak więc wygląda dzisiaj spór? Ano tak, że oponenta postrzegamy wyłącznie jako wroga i nie chcemy go widzieć. Nie wiemy, jaki kolor oczu ma ten, kogo obrażamy, nie wiemy, czy i jak się uśmiecha. Zaślepieni sporem nie żyjemy już wśród ludzi, lecz w świecie sylwetek” – pisał wtedy.
Camus, który był mimo swoich jednoznacznie lewicowych poglądów francuskim symetrystą, w tekstach tych pokazuje, czym jest i czym musi być prawdziwa demokracja, prawdziwa polityka.
Te zdania wynotowałem sobie, bo są one świetnym opisem tego, co widzimy wokół nas. Dialog jako element demokracji został zastąpiony monologami, a rozwiązywanie problemów łajaniem wroga. Camus w innym miejscu swojej książki przypomina, że… miarą demokracji jest uznanie, że nasi przeciwnicy polityczni, nasi adwersarze też mogą mieć rację. A jeśli poważnie traktować te słowa, to nie ma co ukrywać – ogromna większość naszej klasy politycznej sytuuje się poza światem demokratycznej polityki. Tu na uznanie racji drugiej strony nie ma miejsca.