– Leczenie bólu powinno być zaimplementowane w całym systemie ochrony zdrowia – mówił minister zdrowia Łukasz Szumowski na posiedzeniu sejmowej Komisji Zdrowia.
Właśnie w strachu przed bólem porodowym eksperci upatrują rekordowo wysokiego współczynnika cięć cesarskich w Polsce (43 proc. wszystkich porodów, z których część to cięcia na życzenie). Zgodnie z raportem Fundacji Rodzić po Ludzku w 2015 r. znieczulenie zewnątrzoponowe w co trzecim szpitalu w ogóle nie było dostępne.
Nie ma anestezjologów
– Prawo do znieczulenia powinno przysługiwać każdej pacjentce, chyba że ma do niego przeciwskazania – mówi Piotr Pobrotyn, ginekolog i dyrektor Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego (USK) we Wrocławiu, który na dwóch oddziałach ginekologiczno-położniczych zatrudnia na wyłączność trzech anestezjologów i trzy pielęgniarki anestezjologiczne. Jego szpital należy do wyjątków. W wielu, szczególnie wielospecjalistycznych, anestezjolog znieczula pacjentów na kilku oddziałach i zdarza się, że nie może znieczulić rodzącej, bo uczestniczy w operacji.
Brak znieczuleń do porodów nie wynika z chęci zaoszczędzenia (od 2015 r. płaci za nie NFZ, obecnie 432,64 zł) czy z niechęci do pacjentek. Przyczyną są braki kadrowe.
Minister zdrowia chce zagwarantować leczenie bólu nie tylko rodzącym. To ważne, bo jak wynika z raportu NIK z maja 2017 r., w Polsce, gdzie z powodu bólu przewlekłego cierpi 20 proc. społeczeństwa, nadal nie przestrzega się prawa pacjenta do jego uśmierzania. NIK ujawniła, że większość skontrolowanych placówek nie wprowadziła regulacji dotyczących leczenia bólu, a 30 proc. stosuje je tylko wobec pacjentów po operacjach.