17 września 1988 roku Rúnarsson i Gudjónsson wyruszyli z Londynu na Pumori, szczyt na granicy między Nepalem a Chinami. Jego wierzchołek znajduje się dziesięć kilometrów na zachód od wierzchołka Mount Everest. Towarzyszył im właśnie Steve Aisthorpe, który podczas ekspedycji zachorował na grypę żołądkową, i został w tyle. Ostatecznie powiedział swoim przyjaciołom, by poszli bez niego. Mężczyźni ostatni raz widziani byli przez niego 18 października 1988 roku przez lornetkę na wysokości około 6600–6700 m.
Na ciała wspinaczy natknął się ubiegłym miesiącu amerykański himalaista, który znalazł także dowody tożsamości mężczyzn, dzięki czemu dowiedział się, że pochodzą oni z Islandii. Wszystko sugeruje, że wpadli oni do szczeliny u podstawy góry.
- Odkrycie szczątków Thorsteinna i Kristinna po tylu latach nieuchronnie wywołało wiele emocji dla wszystkich, którzy znali i kochali tych wspaniałych facetów - powiedział Aisthorpe.
Ciała mężczyzn przewiezione zostały do Kathmandu, przez grupę miejscowych wspinaczy. Podczas kremacji ciał obecni byli krewni himalaistów, którzy zabrali ich prochy do Islandii.
Aisthorpe powiedział, że narzeczona Rúnarssona, w chwili tragedii, była w ciąży. Teraz ich syn ma 30 lat.
- Nigdy nie czułem się tak samotny, jak w dniu, kiedy wróciłem do naszego obozu. Kiedy szedłem w górę, desperacko miałem nadzieję, że Kristinn i Thorsteinn zeszli bezpiecznie i leżeli w swoich śpiworach w maleńkim czerwonym namiocie - opowiadał Aisthorpe. - Mój głos odbijał się echem od skał i lodu, zanim zniknęli. Cisza była namacalna - podkreślił. - Właśnie wtedy moje wnętrzności zaczęły się wywracać i oblał mnie zimny pot - mówił o chwili, gdy dotarł do namiotu i zorientował się, że jest pusty.